czwartek, 12 lutego 2015

AMNESIA

Po pierwsze dziękuję za komentarze pod epilogiem. Cieszę się, że Wam się podobało bardziej niż mnie. ♥
Po drugie dziękuję za 4,500 wyświetleń. ♥
A po trzecie zapraszam Was na "Amnezję". Obiecałam w przeciągu tygodnia wstawić link, więc wstawiam. Na razie tylko post powitalny. W nim dowiecie się więcej. xx

sobota, 7 lutego 2015

Epilog

Może miałabym pomysły, tak żeby ten post nie był [jeszcze] epilogiem, ale chyba po prostu brakuje mi już sił. Tak więc miłej lektury tego (krótkiego, jak mi się wydaje) epilogu. ♥



3 LATA PÓŹNIEJ
Obudziło mnie uporczywe dzwonienie z szafki nocnej. Machnęłam ręką, wyłączając budzik, po czym potarłam zaspane oczy. Wstałam powoli kilka minut później, po czym, ziewając, zaczęłam szturchać Harrego z zamiarem obudzenia go.
- Harry, leniu, wstawaj!
- Jezu, Julie - spojrzał na zegarek - jest wpół do szóstej. Litości.
- A wiesz, co dzisiaj jest? Ślub Zoey i Brada, więc wstawaj, ale już.
- Dobrze, dobrze, kochanie. Idź już do tego fryzjera, bo się spóźnisz - machnął na mnie ręką.
- Ale wstaniesz?
- No wstanę, wstanę, ale idź już!
Wyszłam z domu, gdy nagle usłyszałam dźwięk sms-a.
Od: Grace
Ja i Monica już jesteśmy. Czekamy tylko na Ciebie. ☺

Na miejsce dotarłam osiem minut później, gdyż zakład fryzjerski znajdował się dwie ulice od mojego domu. Weszłam i przywitałam się ze wszystkimi, a wtedy Grace popatrzyła pytającym wzrokiem na mój opatrunek, gładząc się po policzku.
- To dzisiaj nie…?
- Zdejmuję, zdejmuję. Styles się zarzekał, że się śmiertelnie obrazi, jak on tego nie zrobi, ale widocznie zapomniał, bo rano mu się do wstawania nie spieszyło.
- Czyli cały Styles.
- Żebyś wiedziała. A jeśli to rodzinne? - zasłoniłam usta dłonią. - Mogłam się jednak upierać przy panieńskim nazwisku, gdy za niego wychodziłam.
- Wtedy o tym nie myślałaś.
- I to był błąd. Swoją drogą dziwnie się będę teraz czuć bez tej blizny.
- Na pewno wszystko będzie okay.
- Siadasz, Julie? - spytała Alyson – fryzjerka. Monica już była gotowa i muszę przyznać, że efekt prezentował się całkiem nieźle.
- Jasne.
*
Wróciłam do domu, a Styles tradycyjnie jeszcze chrapał.
- Harry, do cholery, wstawaj, bo nie wiem, co ci zrobię! - szturchnęłam go z agresją.
- Nie krzycz, bo obudzisz małą, skarbie… - odparł, pocierając oczy.
- Ja za chwilę jadę do Zoey i mam cię gdzieś - fuknęłam, wychodząc z sypialni. - A opatrunek sobie sama zdejmę.
Chwyciłam sukienkę i pończochy przygotowane poprzedniego dnia i zamknęłam za sobą drzwi, a wtedy nagle Styles wyskoczył z sypialni.
- Na to nie zezwalam! - chwycił mnie mocno w pasie.
- Królewicz Harry wstał. No proszę, proszę… - sarkazmowałam. - Cóż za zaszczyt… Może śniadanie do łóżka podać?
Pocałował mnie w szyję.
- Już? - zapytał. - Przeszło ci?
- Przestań! - zachichotałam, odpychając go od siebie, kiedy zaczął mnie łaskotać. - Teraz idę do łazienki się ubrać, a ty spróbuj obudzić małą - zarządziłam.
- Dobrze… - jęknął, przewracając oczami.
Przebrałam się i umalowałam, po czym z zadowoleniem stwierdziłam, że „jakoś” wyglądam. Wyszłam z łazienki i zobaczyłam Harrego trzymającego małą Joy na rękach i próbującego ją bezskutecznie uspokoić. Miał na sobie spodnie i koszulę, której chyba nie zdążył nawet w nie włożyć.
- Co się stało? - zapytałam, pochodząc do niego.
- Chyba coś jej się śniło - odparł.
- Daj ją - wyciągnęłam ręce po małą - i idź się ubrać. I ogarnij to na głowie - spojrzałam wymownie na jego włosy, które wywijały się na wszystkie możliwe strony.
Przewrócił oczami, nie komentując moich słów. Wzięłam od niego dziewczynkę i zaczęłam ją uspokajać.
- I nie ma złego pana? - zapytała po chwili.
- Nie ma - odpowiedziałam, odgarniając grzywkę z jej czółka. - Nie licząc tatusia, który jest dzisiaj bardzo niegrzeczny.
- Tatuś bywa nocami niegrzeczny, za to w dzień jest bardzo potulny - wtrącił Harry, poprawiając krawat. - Chodź, kochanie - chwycił mnie od tyłu za ramiona i zaczął prowadzić w stronę jadalni, gdzie nad komodą wisiało duże, poziome lustro.
- Gotowa? - zapytał, dotykając dłonią mojego opatrunku.
- Tak, zrób to wreszcie - odparłam zniecierpliwiona.
- Zamknij oczy - szepnął mi na ucho. Posłusznie przymknęłam powieki. Jedyne, co poczułam, to delikatne łaskotanie.
- Z blizną czy bez i tak jesteś najpiękniejsza - usłyszałam jego głos, a wtedy otworzyłam oczy.
Szramy nie było. Zniknęła. Dotknęłam z niedowierzaniem policzka. Mała zrobiła to samo. Uśmiechnęłam się do niej.
- Nie ma - szepnęłam.
- No nie ma - potwierdził Harry.
Odwróciłam się do niego, a wtedy objął mnie i małą ręką.
- Ale ty jesteś - wyszeptałam, po czym delikatnie musnęłam jego szyję.
- Nie można mieć wszystkiego - odparł równie cicho. - Zasługiwałaś na ideał, dostałaś mnie - zaśmiał się.
Spojrzałam na niego, przecząc ruchem głowy.
- Dostałam wszystko, czego potrzebuję.
____________________________________________________________
Chciałam to jakoś ładnie zakończyć, ale prawda jest taka, że najpiękniejsze w tym poście jest chyba to zdjęcie. ;_;
Z tego wszystkiego zapomniałam, co chciałam tu napisać. :(
Może tak od siebie.
Dziękuję za każde z tych 4423 wyświetleń, każdy z tych 157 komentarzy i każde z tych 8 dodań do obserwatorów [jest 8, tylko ktoś chyba obserwuje prywatnie ;)]. ♥ Nie macie pojęcia, jak jestem Wam za to wszystko wdzięczna. x
Zawsze zwracałam się do Was w liczbie mnogiej, tak więc teraz chciałabym dodać kilka słów do każdego z Was z osobna. ;)
Dziękuję Ci za to, że byłeś za mną podczas trwania tej historii. Były rozdziały lepsze i gorsze, toteż jestem Ci bardzo wdzięczna, czytelniku, za to, że udało Ci się wytrwać aż do tego momentu i czytasz te słowa. Dlatego jeśli to czytasz, to mam małą prośbę, byś po raz ostatni skomentował, nawet jeżeli nie komentowałeś przez cały czas trwania tej historii. Nieważne, czy czytasz to za kilka minut, czy za kilka lat. Po prostu zostaw po sobie ślad, żebym wiedziała, że tu byłeś, a będę to wiedziała na pewno. Ten blog nie umiera. Jeszcze zapewne nieraz tu zajrzę. ;)
Kończąc, ostatni raz dziękuję za wszystko, przepraszam, że się rozpisałam, a link do nowego bloga wstawię tu w przeciągu tygodnia, a tam dowiecie się reszty. :)
Już po raz ostatni z "Impassivity" pozdrawiam. xxx

wtorek, 27 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 24

Rozdział naprawdę długi, tak że mam nadzieję, że jakoś przez niego przebrniecie. W nawiasie kwadratowym coś w stylu przypisu; już mi się nie chciało bawić w gwiazdki. x



Louis
Krążyłem nerwowo po salonie, zastanawiając się, co robić.
Co prawda Harry i Julie już się pogodzili, ale tę sytuację trzeba jakoś rozwiązać. Ta cała Monica... czy jak jej tam.. musi się przyznać, że kłamała i już ja o to zadbam. Ale jak?
- Lou, przestań się kręcić - zganiła mnie Grace, podnosząc wzrok znad czytanej książki.
- Myślę o Harrym i Julie - odparłem, drapiąc się po pokrytej zarostem brodzie i usiadłem koło niej.
- Dlaczego się rozstali? - spytała. - Też mnie to zastanawia. Ale przecież już jest ok. Rozmawiałam nawet dzisiaj z jej szefem. Powiedział, że...
- Szef! - krzyknąłem z emfazą. - Szef, tak! Szef! - Poderwałem się z kanapy.
- Ale o co...? - zaczęła Grace, lecz nie dałem jej dokończyć, wpijając się w jej usta na dwie sekundy.
- Kocham cię, skarbie. Będę pod telefonem. Nie martw się.
"Zgarnąłem" urządzenie z komody, po czym, najszybciej jak mogłem, zmieniłem buty i wybiegłem z mieszkania.
Już wiedziałem, co robić.
*
Zapukałem energicznie do drzwi gabinetu samego Zayna Malika, po czym zdecydowane: "Proszę!" upewniło mnie w przekonaniu, że mogę wejść, dlatego śmiało wkroczyłem do środka.
- Cześć - przywitał się.
- Cześć.
Widziałem tego faceta może dwa razy w życiu, na urodzinach Julie, ale nie wyglądał na starszego ode mnie i w sumie mówiliśmy sobie na "ty".
- Siadaj. Co to za pilna sprawa?
Zacząłem streszczać mu całą historię, ale moje wrodzone gadulstwo nie pozwoliło mi skończyć tej opowieści w czasie krótszym niż dziesięć minut.
- Teraz rozumiesz? - zapytałem rozentuzjazmowany. - Musimy ją znaleźć. Ta dziewczyna zniszczyła życie Hazzie, a potem prawie też Julie. Musi to naprawić. A później wszystko będzie okej.
Brunet podrapał się po brodzie w zamyśleniu, co przypominało mi nieco samego siebie.
- No wiesz... - zaczął po chwili niepewnie. - Tutaj chodzi też o Julie. Harry to spoko gość i ja wcale tego nie kwestionuję, ale ta dziewczyna może równie dobrze to wszystko potwierdzić, a wtedy Julie będzie cierpieć jeszcze bardziej. Po pijaku robi się różne głupie rzeczy. Sam wiem.
- Ja za to znam Harrego od dwudziestu lat, wychowywaliśmy się razem. Jestem pewien - położyłem nacisk na słowo "pewien" - że on by czegoś takiego nie zrobił.
- A jeśli tak? Wybacz, Louis, ale w moim zawodzie rozważa się każdą okoliczność.
- Okej. W takim razie ja najpierw pogadam z tą dziewczyną. Jeżeli to potwierdzi, wtedy sam porozmawiam z Harrym, a on niech robi z tym, co chce. Zgoda?
- Zgoda. Zobaczę, co się da zrobić.
- Mam tyko jedną prośbę.
- Jaką?
- Ani słowa Harremu czy Julie, dopóki to się wszystko nie rozwiąże.
- Jasne.
* * *
Julie
Popatrzyłam z rozczuleniem na Brada i Zoey. Ona siedziała mu na kolanach kanapie; on trzymał ją mocno i chichotał, całując w szyję, kiedy go odpychała, bo wiedziała, że patrzę.
Nie sądziłam, że ich miłość może przetrwać tak długo, a przecież są razem już od ośmiu miesięcy. Brad to naprawdę opiekuńczy i wspaniały chłopak. Ideał dla Zoey. Po cichu cieszyłam się też, że nieco odciągnął ją od książek, które do tej pory były całym jej życiem. Uwielbiali go wszyscy. Stety i niestety, bo pod tym "wszyscy" kryje się również kilka milionów stale rosnącej liczby fanów i fanek. Niesamowite, że sława go ani trochę nie zepsuła.
- Brad! - odepchnęła go po raz kolejny, robiąc przy tym naburmuszoną minę.
- Nie dąsaj się, księżniczko. Chcę tylko buzi. No zlituj się.
- Idź mi! - parsknęła, bezskutecznie próbując wydostać się z uścisku jego ramion.
- Zoey - westchnął patetycznie, przykładając prawą dłoń do serca - you're breaking my heart. Almost like Cecilia. [To takie nawiązanie do piosenki The Vamps - "Cecilia, you're breaking my heart" ☺]
Uderzyła go dłonią w tors.
Pod wieloma względami ta sytuacja przypominała mi mnie i Harrego. On też czasami zachowywał się jak pięcioletnie dziecko.
- Przestań się wiercić, bo cały poobijany będę - żachnął się szatyn - a przecież muszę jakoś wyglądać na zdjęciach z fankami.
- Ja ci dam zdjęcia, głupku! - Chwyciła poduszkę i zaczęła go nią okładać. - Ja ci dam zdjęcia!
Nagle sytuacja się odwróciła, bo chłopak chwycił mocno jej nadgarstki, wytrącając z dłoni "broń", po czym naparł na jej wargi, aż momentalnie się zaczerwieniła. Wyszłam do kuchni, żeby im nie przeszkadzać.
Krążyłam po kuchni, robiąc obiad, gdy nagle zadzwonił telefon.
- Halo? - odebrałam, uprzednio wyciągnąwszy urządzenie z kieszeni. - Cześć, Lou.
- Cześć. Julie, Harry ma jeszcze lekcje?
- Zoey jest w domu, ale on jeszcze siedzi. - Spojrzałam na zegarek. - Zaraz kończy.
- Okej. A możesz go ściągnąć?
- Um... Ale tak teraz? Po co? Gdzie?
- To pilne. Za czterdzieści minut w kawiarni "Black rose".
Rozłączył się, a ja ze zdziwieniem schowałam urządzenie z powrotem do kieszeni spodni.
Jeszcze przed błyskawicznym wyjściem z domu zerknęłam w lustro, przesuwając dłonią po brzuchu. Nie mogłam się oprzeć. Odkąd zorientowałam się, że jestem w ciąży, co chwila obserwowałam swoją sylwetkę i już słyszałam w wyobrażni ten tupot małych stópek po podłodze za parę lat. Mały dzidziuś. Mój i Harrego.
Szybko przywróciłam się do porządku i zbiegłam na dół, a następnie do samochodu.
Wbiegłam do szkoły, gdzie w najlepsze panowała przerwa. Pospiesznie odnalazłam klasę Harrego. Drzwi były uchylone, więc zajrzałam. Szatyn stał przy biurku, opierając się o nie pośladkami i tak tłumaczył stojącym przed nim dwóm blondynom:
- Hiperbola to wyolbrzymienie... Na przykład: „Pęknąć ze śmiechu” albo „Zjeść konia z kopytami”. Eufemizm natomiast to niepowiedzenie czegoś wprost, „udelikacenie”. Na przykład kiedy zamiast powiedzieć: „umarł”, mówimy: „zasnął snem wiecznym”.
- Czyli to takie antonimy? - spytała jedna z blondynek.
- Tak, można tak powiedzieć.
Ugh... Nawet ja ze swoim geograficzno-biologiczno-historycznym umysłem odróżniałam hiperbolę od eufemizmu. Gówniary. Lecą na niego.
Poczułam się prawie jak ofiara ze swoim brakiem makijażu, dżinsową koszulą, bordowymi rurkami i okropną szramą przy tych uczesanych i ubranych w drogie ciuchy dziewczynach. Ich makijaż do szkoły był mocniejszy niż mój na imprezę. Zoey mówiła o takich: "Szturchnij to, a podłoga się zawali pod ciśnieniem tego tynku, jak zleci im z ry... twarzy". Ja nie oceniam, ale mogłyby przestać, do cholery, odgarniać te włosy i szczerzyć się do mojego narzeczonego.
Spokojnie, Julie, masz nad nimi przewagę:
1. Harry jest twój.
2. Nosisz jego dziecko.
3. 1
4. 3
Przyjrzałam się bliżej Harremu, przez co ogarnął mnie kolejny atak złości. Miał na sobie błękitną koszulę z rozpiętymi dwoma guzikami, a jego tatuaż z jaskółkami był lekko widoczny.
Grabisz sobie, Styles. Ten widok jest zarezerwowany dla mnie. Niech cię. Gdybym miała takiego nauczyciela, to sama bym się na wszystkie dodatkowe zajęcia zapisała. Oj, Styles. Nienawidzę cię prawie tak samo, jak cię kocham.
Wtedy blondyny podziękowały mu i oddaliły się, a Harry spakował się i wyszedł z sali. Dopiero wtedy mnie zauważył. Geniusz.
- Cześć, kochanie. O co chodzi?
Cmoknął mnie w usta, a wtedy ja ze zwycięskim uśmiechem satysfakcji zerknęłam w stronę blondyn. Zrobiłam to ukradkiem, ale Styles i tak zauważył.
- Serio jesteś zazdrosna o nie?
- To ty chyba jesteś ślepy, skoro nie widzisz, że na ciebie lecą.
- No to chyba jestem.
- Taki przystojny, a taki nawiny... - westchnęłam sarkastycznie.
- Oooo... Czyżbym właśnie po raz pierwszy w życiu usłyszał od pięknej pani komplement? - Zasłonił usta dłonią w teatralnym geście.
- Ta druga część nim nie była. Jak zwykle słyszysz, co chcesz. Dalej. - Szturchnęłam go. - Zabieraj swój seksowny tyłek. Za pół godziny mamy być w "Black rose".
- Po co?
- Louis coś chce. Ponoć to pilne.
- Poczekaj.
Wpił się w moje wargi na kilka sekund, a gdy się ode mnie oderwał, zobaczyłam grupkę kolegów Luke'a (w tym samego blondyna) przechodzących obok.
- Serio? - zapytałam. - Jeszcze ci nie przeszło? Myślisz, że ktoś poleci na oszpeconą babę w ciąży?
- Przezorny zawsze ubezpieczony, kochanie - odparł, na co nadęłam wargi.
*
Harry
Wpuściłem Julie do kawiarni przed sobą, po czym wszedłem, rozglądając się w poszukiwaniu Louisa. Dostrzegłem go po kliku skenudach. Nie był sam. Podeszliśmy do niego, a wtedy nagle zamarłem na widok jego towarzyszki moje serce delikatnie przyspieszyło z nerwów. Zatkało mnie. Zwyczajnie mnie zatkało. Monica? To nie była ta sama osoba co parę lat temu. Ta miała na sobie zwykły, szary sweterek, włosy związane w kuca i prostą grzywkę niedbale opadającą na czoło.
Julie też jej się przyglądała, a blondynka przyglądała się jej. Zauważyłem, że szatynka nieco się spłoszyła, widząc, z jakim zaciekawieniem ta druga przypatruje się jej bliźnie, dlatego delikatnie położyłem rękę na jej biodrze, przyciągając ją do siebie z zamiarem dodania jej nieco odwagi.
- Monica? - zapytałem. - Co ty... tu robisz?
- Ma wam coś do powiedzenia - wycedził Lou.
Usiedliśmy na krzesełkach stojących naprzeciwko.
- Harry... - zaczęła z pewną nostalgią - nic się nie zmieniłeś... Nawet sposób chodzenia masz ten sam... A ty jesteś Julie, tak? - Szatynka niepewnie skinęła głową. - Jak sobie pomyślę, że to wszystko przeze mnie... - Spojrzała na bliznę dziewczyny. - Przepraszam... Harry, ty... naprawdę niczego złego mi nie zrobiłeś... Ja to wszystko wymyśliłam... To było takie puste... Przepraszam... Nie sądziłam, że to aż tak wpłynie na twoje dalsze życie... Nawet teraz... - Spojrzała na Julie. - Nie wiedziałam, że Peter jest tak nieobliczalny... Przepraszam. Przepraszam was wszystkich. To nie wymaże przeszłości, ale... myślę, że życie dość mnie ukarało. - Odruchowo naciągnęła rękaw swetra, a ja dopiero wtedy zauważyłem dość spore siniaki na jej rękach. Niezgrabnie otarła łzy. Julie też płakała. Nagle i niespodziewanie chwyciła obie dłonie blondynki.
- Ktoś cię bije? - zapytała.
Cała Julie. Chciała pomóc wszystkim, a sama miała większe problemy, z którymi nie dawała sobie rady. No ale od czego ma mnie?
- Nie... Ja się tylko uderzyłam... Dajcie mi już spokój...
Wybiegła z kawiarni, a wtedy Julie zasępiła się.
- Harry, ona ma problem - oznajmiła ze śmiertelnie poważną miną.
- Już zapomniałaś o swoich? - zapytałem, przenosząc ciężar ciała na oparcie krzesła. Dopiero wtedy poczułem, ile ze mnie spadło. Już nie byłem domniemanym gwałcicielem.
- Harry! - Potrząsnęła moim ramieniem błagalnie. - Ją ktoś bije! Naprawdę cię to nie rusza?
- A ciebie tak? Tyle się przez nią nacierpiałaś i jeszcze ci jej żal?
- Harry, jesteś... nieczuły... okropny... - Łzy ciekły po jej twarzy. - Ją ktoś krzywdzi, nie rozumiesz? - Potrząsnęła rękawem mojej koszuli mocno.
W uszach zadzwoniły mi słowa ginekologa: "Rozstrojenie emocjonalne i huśtawki nastrojów są w tym stanie normalne. Mogą nawet wystąpić objawy depresji".
- Kochanie, nie denerwuj się, bo ci zaszkodzi. - Czule pogładziłem jej dłoń.
- Nie...nawidzę cię... - wychlipiała - jak możesz...
- Spokojnie. Wszystkim się zajmę - odparłem, kojąco gładząc jej dłoń.
Przytuliłem ją ostrożnie, a wtedy Louis wstał, pokazując na obrączkę.
- Cześć - rzucił na pożegnanie.
- Cześć, cześć - odparłem.
* * *
Julie
Jechałam powoli, szukając wzrokiem odpowiedniego numeru. 34b, 36a... O, jest. 36b. Zaparkowałam samochód przy chodniku i wysiadłam z pojazdu.
Wiedziałam, co muszę zrobić, lecz gdy tylko stanęłam pod drzwiami rodzinnego domu Hazzy, cała odwaga mnie opuściła.
Jesteś mu to winna, Julie.
Zakołatałam. Pół minuty później otworzyła mi przyjaźnie wyglądająca szatynka o zaraźliwie szczerym uśmiechu. Zapewne jego mama, pomyślałam.
Kobieta udawała, że wcale nie widzi mojej szramy, ale ja widziałam jej wzrok uciekający w tamtym kierunku. Nie miałam jej tego za złe. Przez te kilka miesięcy zdążyłam się już przyzwyczaić do tych ciekawskich spojrzeń w tamtym kierunku.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- Dzień dobry. Pani do kogo?
Wyciągnęłam dłoń w jej stronę, którą ona niepewnie uścisnęła.
- Nazywam się Julie Spencer.
- Anne Twist. O co chodzi?
Puściłam jej rękę, po czym wyjąkałam:
- Ja... - Nabrałam powietrza w płuca. - Jestem narzeczoną pani syna...
Wtem kobieta zasłoniła usta dłonią, a w jej oczach błysnęły łzy.
- Harry... - wyszeptała. - Wejdź, proszę.
Wpuściła mnie do środka i posadziła na kanapie w salonie.
- Napijesz się czegoś? - spytała.
- Nie, dziękuję - odparłam. - Chciałam tylko... porozmawiać.
Usiadła obok mnie.
- Co u niego? - zadała pytanie niepewnie. - U... mojego syna?
- On... nie wie, że tu jestem. Twierdzi, że nie powinnam w tym stanie prowadzić - delikatnie dotknęłam dłonią brzucha - ale ja musiałam przyjechać. Wiem, dlaczego pani nie utrzymuje z nim kontaktu... Kiedy się o tym dowiedziałam... Byłam w szoku. Naprawdę. Kilka miesięcy temu... - Przymknęłam oczy. - ...próbowano mnie zgwałcić... Stąd to. - Potarłam palcami bliznę. - Zrobił mi to były chłopak tamtej dziewczyny, którą Harry ponoć... Proszę pani, ja... przyjechałam tutaj, żeby powiedzieć, że to nieprawda. Harry nic nie zrobił. Odnaleźliśmy, a właściwie mój przyjaciel odnalazł, tamtą dziewczynę i ona po tylu latach przyznała, że do niczego nie doszło. Kłamała.
Po policzkach kobiety spłynęły łzy. Podparła łokcie o kolana i zaczęła się kołysać z twarzą ukrytą w dłoniach.
- Harry... Jak mogłam mu nie wierzyć? Mój synek...
- Proszę, niech się pani nie obwinia... Ja też mu nie uwierzyłam... Rozstałam się z nim nawet... Też się od niego odwróciłam...
Pani Anne uniosła zapłakaną twarz, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.
- Proszę, Julie... Zawieź mnie do niego. Muszę z nim porozmawiać.
Skinęłam głową, przełykając łzy.
Wszystko się układało. Czułam to.
____________________________________________________________
Nawet nie wiem, jak skomentować ten rozdział. Tak długo się ociągałam z dodaniem go, a jest tak beznadziejny, że... przepraszam. Te skoki z perspektywy na perspektywę... Ech... Może Wam się spodoba bardziej niż mnie. Przepraszam za błędy i tym podobne, ale siedzę z 38st. gorączki i nie mam nawet siły ich poprawiać.
Epilog wkrótce. :)
Pozdrawiam. xxx

niedziela, 4 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 23

W tym momencie prawie Was błagam, żebyście włączyli. Już kilka miesięcy temu upatrzyłam sobie tę piosenkę, żeby ją tutaj dodać. :) Podjęłam się nawet trudu przetłumaczenia jej. Tutaj albo w zakładkach macie link. klik



Po kilku minutach spacerowania usiadłam na skale nad brzegiem morza, wpatrując się w jego niespokojną toń. W dłoniach trzymałam nasze wspólne zdjęcie. Wyrzucałam sobie własną głupotę. Ciocia Daisy miała całkowitą rację. Zachowałam się jak idiotka, rozstając się z nim. Tęskniłam. Tak po prostu. Łatwo mi było się z nim rozstać. Gorzej przyznać się do błędu.
- Harry, wybacz mi - szepnęłam, a wtedy gwałtowny podmuch wiatru w stronę wody poniósł moje słowa daleko.
Po raz kolejny spojrzałam na zdjęcie. Tacy szczęśliwi byliśmy...
Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Pierwsza od dnia naszego rozstania. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i włączyłam go. 50 kolejnych nieodebranych połączeń. Ostatnie wczoraj o 23:01. Na chwilę przeniosłam wzrok na pomarańczową kulę słońca chowającą się za horyzontem. Dzisiaj nie zadzwonił. Może dał sobie spokój?
Przez chwilę się wahałam, po czym dotknęłam zielonej słuchawki.
Moje napięcie rosło z każdym kolejnym sygnałem mieszającym się z szumem morza. Gdy już się miałam rozłączyć, usłyszałam jego głos w słuchawce:
- Julie?
Zapadła totalna cisza. Nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa.
- Julie? - powtórzył nieco głośniej.
- Harry... Ja... - jąkałam się - chciałam cię przeprosić... Głupio zrobiłam... Wybacz mi...
Sygnał się urwał, a wtedy nagle poczułam ciepły dotyk na dłoni i gwałtownie drgnęłam. Odwróciłam się, a gdy Go zobaczyłam, prawie upuściłabym telefon.
Odsunęłam urządzenie od ucha, ściskając jego dłoń najmocniej jak umiałam.
- Co ty tu robisz? - zapytałam, a krokodyle łzy zaczęły spływać po moich policzkach.
- Zoey... - zaczął, ale urwał.
- No tak. - Uśmiechnęłam się przez łzy, po czym przytuliłam się do niego z całej siły. - Harry, przepraszam cię. Byłam okropna. Musimy znaleźć tamtą dziewczynę. Dowiemy się prawdy. Ja... będę z tobą...
Starłam łzy z zabliźnionego policzka.
- Przepraszam, że ci nie powiedziałem - wydusił.
- To nic. Już nieważne... Nieważne...
Przez chwilę popatrzyliśmy sobie w oczy, po czym jego wargi niczym skrzydło motyla musnęły moje czoło, a następnie ponownie mnie przytulił.

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
Harry
Siedziała na komodzie, a ja próbowałem wybrać film dla nas, siedząc na łóżku w jej pokoju. Przewertowałem już chyba kilkadziesiąt pudełek z płytami DVD i - jak do tej pory - nic nie zwróciło mojej uwagi. Nagle poczułem uderzenie w głowę czymś małym i lekkim. Spojrzałem na szatynkę, a wtedy ta gwałtownie odwróciła się, z niewinną miną udając, że żuje popcorn. Uśmiechnąłem się tylko, powracając do poprzedniej czynności. Nagle znowu. Odłożyłem płyty gdzieś na bok i podszedłem do niej, chwytając miskę. Położyłem ją na komodę, po czym moje palce zaczęły szybkimi ruchami poruszać się po skórze brzucha dziewczyny. Jej głośny śmiech rozniósł się w całym domu.
- Przestaniesz? - zapytałem.
- Nieee…! - zachichotała.
Była taka piękna, gdy się śmiała. Złapałem ją za uda i położyłem na łóżku, żeby tam dokończyć swego dzieła. Wsparłem się na kolanach umieszczonych po obu stronach jej ciała, żeby jej nie zgnieść i dotknąłem dłońmi jej brzucha. Silnie uderzyły we mnie wtedy wspomnienia. Leżała, tuż pode mną, uśmiechała się, jej włosy były rozsypane na boki. Cholera… Pochyliłem się, składając delikatny pocałunek na jej ustach. To wszystko było takie… nowe i stare jednocześnie. Znowu czułem się, jakbym robił to po raz pierwszy. Wszystko wróciło jak déjà vu. Nasz pierwszy prawdziwy pocałunek… wtedy, w szpitalu. Wszystko było łatwiejsze…
Po chwili zacząłem się od niej odrywać, lecz nagle pociągnęła mnie za koszulkę i pogłębiła pocałunek. Przekręciliśmy się na bok, nie odrywając od siebie ani na chwilę. Moje ręka spoczywała na jej talii. Dłonią położoną na moim policzku przyciągała mnie do siebie, kusiła, zachęcała. Boże…
- Harry… - wyszeptała - …jeżeli jeszcze choć trochę mnie pragniesz, to…
Nie musiała długo czekać na moją reakcję. Jeszcze mocniej przyssałem się do jej ust, a moja dłoń wkradła się pod materiał jej T-shirta. Moje palce błądziły po jej skórze. Wygięła się delikatnie, jakby szukała mojej bliskości, po czym nagle przygryzła moją wargę, aż syknąłem z bólu.
- Przepraszam… - szepnęła, odsuwając się ode mnie.
- W porządku - odparłem, przysuwając się do niej, po czym oblizałem koniuszkiem języka pulsującą od ugryzienia skórę. Następnie położyłem dłoń na jej policzku i przesunąłem kciukiem po jej nabrzmiałych w wyniku naszych pocałunków wargach. Zbliżyłem się i znowu to zrobiłem. Pocałowałem ją. Była blisko... coraz bliżej. Każdy, choćby najmniejszy, dotyk jej skóry wywoływał drżenie mojego ciała. Nie wiem kiedy, nie wiem jak podnieśliśmy się do pozycji siedzących. Górna część mojej garderoby wylądowała na podłodze. Jej tak samo. Prawie cały czas nasze wargi były złączone. Przesunęła paznokciami po moim torsie. Nie zapanowałem nad cichym pomrukiem zadowolenia, który wydobył się wprost z mojego gardła. Puls mojego krocza się wzmagał. Pragnąłem jej jak niczego innego, aż do bólu. Wstaliśmy. Patrzyłem w jej tęczówki w kolorze ciemnej czekolady. Były takie ufne i bezbronne... Moje. Nasze spragnione wargi ponownie się odnalazły. Jej ciepłe dłonie przesunęły się w dół mojego brzucha. Cały czas toczyłem wewnętrzną walkę z samym sobą, żeby nie wybuchnąć pożądaniem i jej tym samym nie wystraszyć. Resztki rozumu, jakie udało mi się zachować, cały czas mnie przed tym przetrzegały.
Sięgnęła do paska moich spodni, powoli go rozpinając. Po chwili uporała się też z guzikiem. Ze świstem wciągnąłem powietrze do płuc, gdy nagle jej dłoń zetknęła się z moją ukrytą za materiałem bokserek męskością. Zsunęła spodnie z moich bioder, sunąc swoimi szczupłymi palcami po moim już sztywnym kroczu, a jej wargi zaczęły błądzić po skórze mojej szyi, od czasu do czasu lekko ją szarpiąc. Cholera.
- Julie... - sapnąłem. - Co ty ze mną robisz...
Poczułem, jak się uśmiecha.
- Powiedzieć ci? - szepnęła mi na ucho. - No więc...
Jej słowa doprowadzały mnie do stanu wrzenia. Jej ciepłe szepty trafiały wprost do mojego mózgu, gdzie przeistaczały się w obrazy. Do tego jej ręka wciąż jeżdżąca po moim kroczu... Cholera.
Nie potrafiłem już ukrywać swojego pożądania. Rozgorączkowanym ruchem pozbyłem się jej swetra, potem stanika, na koniec dolnych części garderoby. Następnie sam się rozebrałem. Opadliśmy na łóżko i chwilę przed tym, jak straciłem rozum, nagle jakby dzwoneczek zadzwonił mi w głowie.
- Julie... - odezwałem się, nie przestając pieścić jej nabrzmiałych warg.
- Mhm?
- Nie mam prezerwatyw, a ty zapewne tabletek już nie bierzesz...
Teraz, kiedy nasze pragnienia były nie do opanowania. Teraz, kiedy za żadne skarby świata byśmy tego nie przerwali. Mi się przypomniało, że nie mamy zabezpieczenia. No shit Sherlock.
- To nic, Harry - odparła. - Ufam ci.
Spojrzałem jej w oczy.
- Ufasz mi? - zapytałem. - Na tyle, żeby... mieć ze mną dziecko?
- Tak, Harry, ufam.
Pocałowałem ją, a po chwili znalazłem się tuż przy jej wejściu. Powoli się w nią wsunąłem, aż jęknęła.
Nasze ciała zgodnie poruszały się z każdą chwilą coraz szybciej. Byliśmy tak rozpaleni, że nie docierało do nas nic poza własną bliskością. Napieraliśmy na siebie coraz mocniej. Zderzenia naszych ciał były coraz częstsze, aż w końcu oboje doszliśmy na sam szczyt.
Opadłem na łóżko obok wyczerpany.
- Chodź tu do mnie. - Uchyliłem ramię dla szatynki. Delikatnie położyła mi głowę na torsie, a ja ją objąłem.
- Harry... - zaczęła po chwili z lekkim wahaniem. - My musimy znaleźć tamtą dziewczynę, ale... nieważne, co ona powie... ja z tobą będę...
Jeszcze mocniej ją do siebie przyciągnąłem, całując czubek jej głowy.
Sama świadomość, że już jej nie stracę, podbudowała mnie. Na dobre i na złe. Miałem Ją.
_____________________________________________
Nie macie pojęcia, ile się musiałam nagimnastykować, żeby dodać ten rozdział. Najpierw mi - (nie)mądrej przypomniało się, że niektóre swoje prace "przechowywałam u swojego brata w telefonie (nie pytajcie po co) i na szczęście ten rozdział tam był. Dobrze, że Młody nie wie, gdzie to u niego trzymam. ;3 No to się wzięłam i na tablecie wszystko edytowałam. Jezu, ja nie wiem, jak ja mogłam kiedyś wszystkie posty na tym cholerstwie dodawać! Moja cierpliwość jest na skraju wytrzymania. Kilka godzin się z tym wszystkim męczyłam. ;-; Mam nadzieję, że docenicie mój wysiłek komentarzami. ;)
A co do tego na górze... ta scena +18 była trochę nieplanowana, samo wyszło w trakcie pisania. :) Happy end już tak naprawdę czuć, właściwie, to planowałam go od samego początku (no, nie licząc takiego krótkiego okresu). Nie potrafię powiedzieć, kiedy następny rozdział, bo prawda jest taka, że nie mam go nawet zaczętego. Czasu też mi brakuje. A więc bądźcie cierpliwi. ♥
A teraz lecę kończyć lekturę, bo tylko do jutra mam czas, a jeszcze 100 stron mi zostało. :o W każdym razie, jutro spodziewajcie się Hazzy na drugim blogu, bo mam Wam kilka ważnych informacji do przekazania. Pozdrawiam. x
PS. Przepraszam za błędy, jakby coś.

sobota, 3 stycznia 2015

informacja

Ja też nie przepadam za takimi postami i nie miałam zamiaru go dodawać, ale monitor mojego komputera mnie nie lubi i postanowił przestać działać akurat wtedy, gdy miałam zamiar poprawić i dodać rozdział. :/ Nie wiem, co jest nie tak, może samo się to naprawi, ale w każdym razie pamiętajcie, że żyję i jak tylko wszystko wróci do normy, to na pewno rozdział dodam. :)
Paulina

wtorek, 30 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 22

Na początek krótka odpowiedź do Wiktorii. Reakcja Julie na słowa Harrego miała być właśnie taka przesadzona i miło mi, że zwróciłaś na nią uwagę. :* Sama byłam trochę poirytowana jej zachowaniem, czytając poprzedni rozdział. Ja też bym z Harrym pogadała. Chociażby dlatego, że to Harry. *.* ;) W tym rozdziale sprowadzamy naszą Julie na ziemię. :D


* * *
Zapukałam do drzwi cioci Daisy*. Otworzyła po kilku sekundach, po czym od razu uśmiechnęła się na mój widok. Nieśmiało odwzajemniłam ten gest, choć od czasu rozstania z Harrym nawet takie proste czynności zdawały się przewyższać moje siły.
Ciocia Daisy była tak naprawdę przyjaciółką mojej i Zoey babci, lecz tak bliskie miałyśmy z nią kontakty, że nazywałyśmy ją po prostu ciocią. Odkąd pamiętam, co roku jeździłyśmy do niej na wakacje do jej domku nad morzem. Była taką swego rodzaju dobrą wróżką; na wszystko miała jakąś radę, a jej szarlotka leczyła ze wszystkich smutków. Postanowiłam ją odwiedzić, gdyż właśnie teraz w czerwcu, mijało dziesięć lat od śmierci jej męża - wujka Petera - którego, tak na marginesie, byłam oczkiem w głowie. Ten wyjazd traktowałam też jako swego rodzaju terapię. Fizycznie niewiele się we mnie zmieniło. Życie nauczyło mnie nieużalania się nad sobą. Gorzej było z moją psychiką. Nagle wszystko się posypało. Nie potrafiłam sobie poradzić z tym wszystkim, co się działo ze mną ostatnio: próba gwałtu, oszpecenie, rozstanie...
Usiadłam przy stole w kuchni cioci, spoglądając na morze, które było wyjątkowo spokojne.
- Jak się trzymasz, dziecko? - spytała ciocia.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie chcesz rozmawiać?
- Nie wiem - odparłam. - Z jednej strony mam ochotę wykrzyczeć wszystkie swoje żale, lecz z drugiej chciałabym po prostu się zabić, nie mówiąc nikomu, jak się czuję. Rozumie ciocia?
- Bardziej niż ci się wydaje. - Uśmiechnęła się.
Na chwilę zapadła cisza przerywana miarowym tykaniem zegara w tle.
- Rozstałam się z Harrym - oznajmiłam, nieśmiało spoglądając na kobietę.
- Z Harrym? Dlaczego? Wydawał się być taki miły przez telefon…
- Ciociu, ty wiesz... - Nabrałam powietrza w płuca. - co mi się stało. Wiesz, skąd to. - Potarłam delikatnie wierzchem dłoni swoją bliznę. Ciocia Daisy skinęła głową. - Okazało się, że mężczyzna, który mi to zrobił, to... Może zacznę od początku. Rozstaliśmy się z Harrym, bo on... zrobił coś bardzo złego... - Zacisnęłam na chwilę szczękę, przymykając oczy. - Obudził się po jakiejś imprezie zupełnie nagi, a potem jakaś dziewczyna przyznała się, że ją zgwałcił. Dlatego wyjechał z rodzinnej miejscowości. Ludzie nie chcą go tam znać. Twierdzi, że nic nie pamięta z tamtego wieczora, ale... Facet, który mi to zrobił, to były chłopak tamtej dziewczyny. Chciał się zemścić na Harrym.
- Współczuję ci, dziecko. - Ciocia chwyciła moje dłonie. - On ci to wszystko powiedział?
- Tak.
- Zaznaczył, że nic nie pamięta?
- Tak.
- Znając ciebie, to zapewne po prostu go wyrzuciłaś, nie słuchając dalszych wyjaśnień, mam rację?
- Um... No tak... - potwierdziłam.
- A teraz sobie to wyrzucasz, bo dalej go kochasz i nie możesz przestać?
- Niezupełnie. Ciociu, ja... kocham go. Jego zapach, jego uśmiech, samą jego obecność. Mogłabym godzinami leżeć na jego klatce piersiowej, wsłuchując się w jego oddech. Zastanawiać się, na jaki głupi pomysł wpadnie tym razem, albo ile mi zajmie wywietrzenie w kuchni po jego próbach zrobienia kolacji...
- Ale?
- Ale nie potrafię znieść myśli, że on zrobił tamtej dziewczynie to, co próbowano zrobić mi. Leżałam tam... - Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. - na tym chodniku i myślałam tylko: "Boże, niech to się wreszcie skończy". Czułam się taka... brudna. Chciałam tam umrzeć, bo nie wyobrażałam sobie życia po tym, jak ktoś siłą wziął mnie sobie na własność. Ja po prostu wiem, co czuła ta dziewczyna, i nie mam pojęcia, jak on mógł żyć ze świadomością, że wyrządził jej taką krzywdę.
- Prawdopodobnie wyrządził, bo pewności nie masz.
- Słucham?
- Przepraszam cię, Julie, za to, co teraz powiem, ale... schowałaś głowę w piasek. Poszłaś na łatwiznę. Prościej było odejść, prawda? Moim zdaniem powinnaś przy nim być i go wspierać. On też nie miał łatwo. Sama powiedziałaś, że wszyscy się od niego odwrócili. Teraz ty... A dlaczego się odwrócili? Bo "chyba" zrobił coś, czego nie pamięta, a co prawdopodobnie było tylko jakimś perfidnym kłamstwem głupiej dziewuszki, która nie miała tyle oleju w głowie, żeby pomyśleć, że właśnie niszczy mu całe życie. Pozwoliłaś tej głupiej dziewczynie zburzyć swoje szczęście i coś, co miało szansę przetrwać lata, a może nawet całe życie.
- Tak, ale... Nie wiemy, czy... to było kłamstwo...
- I tutaj tkwi kruczek. Nawet nie próbowałaś pomóc mu dociec prawdy. Przecież pracujesz w agencji detektywistycznej. Wystarczyłaby jedna rozmowa z twoim szefem. Znaleźlibyście tamtą dziewczynę, porozmawiali z nią. Wątpię, czy po tylu latach chciałaby jeszcze kłamać.
- Ale może też to potwierdzić.
- Przynajmniej wtedy będziesz miała pewność, że zrobiłaś dobrze, rozstając się z nim. Chyba lepsze to niż żałowanie do końca życia, że się nie spróbowało.

Harry
Potarłem twarz dłońmi, obserwując klasę, która właśnie pisała test. Tak potwornie źle się czułem. Przerastało mnie już to wszystko. Pogubiłem się w tej tęsknocie. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że Ona przestała całkowicie się ze mną kontaktować. Jej telefon jest wiecznie zajęty, nie odpisuje na sms-y, w mieszkaniu też jej nie ma. Wyjechała. Tak po prostu. Bez słowa. Zostawiając Zoey samą.
Cholera, tęsknię za nią. Kocham ją i nie mogę przestać, mimo że to już miesiąc. Boże, powiedz mi, co mam zrobić, żeby do mnie wróciła!
Nagle przyłapałem jednego z chłopaków na ściąganiu.
- Mike! - podniosłem głos.
I co ja mam zrobić? Okazać się sukinsynem i wpisać mu szmatę na czysto?
- Przesiądź się - nakazałem stanowczo.
Spuścił wzrok, przenosząc się do ławki z tyłu. Nie pisał testu dalej; widocznie na serio nic nie umiał. Trudno. Tak przynajmniej będzie mógł poprawić ten test. Gdybym mu wpisał laskę za ściąganie, na pewno by tej możliwości nie miał.
Szkoda, że w życiu nie radzę sobie tak jak z uczniami, pomyślałem z goryczą.
Dwadzieścia minut później zadzwonił dzwonek i wszyscy zaczęli do mnie podchodzić, kładąc arkusze na moje biurko.
Ostatnia w kolejce była Zoey. Niepewnie odłożyła kartkę i spojrzała na mnie, lekko się uśmiechając.
- Ja... - zaczęła - nie wiem, co się stało, ale na pewno sobie na to nie zasłużyłeś.
Sam fakt, że zwróciła się do mnie na 'ty' świadczył o tym, że mówi o Julie.
Wyciągnęła z kieszeni małą karteczkę i podała mi ją.
- Julie mnie za to zabije, ale... Proszę. - Podała mi mały kawałek kartki. - Ona jest tutaj. Zrób wszystko, żeby było jak dawniej, bo ona… udaje tylko silną. Od waszego rozstania jest psychicznym wrakiem. Pomóż jej.
Przez dobrych kilka minut siedziałem, obracając w palcach karteczkę, i analizowałem to wszystko.
Po chwili wstałem, orientując się, że już skończyłem lekcje.
Chrzanić to wszystko. Dostałem drugą szansę. Byłbym idiotą, gdyby jej nie wykorzystał.
Wyszedłem z budynku i wsiadłem do samochodu, lecz nie skierowałem się w stronę mieszkania. Po chwili znalazłem się na ulicy, gdzie wynajmowałem garaż. Otworzyłem go i zaświeciłem światło, po czym ściągnąłem kawał materiału i moim oczom ukazał się motocykl. Z troską przesunąłem po nim dłonią.
Wszystko albo nic.

*Wiedzieliście, że Daisy znaczy: ‘stokrotka’? Bo ja do niedawna nie. :D
____________________________________________________________
No i jak myślicie? Jest szansa na happy end w tej historii? ;)
A teraz obiecany spojler dotyczący nowego ff. ;3 Będzie on nosił tytuł "Amnesia" i wbrew pozorom nie będzie miał nic wspólnego z piosenką 5sos. ;) Wątek miłosny będzie tylko wątkiem pobocznym (chociaż na pewno w kilku rozdziałach skupię się tylko na nim), a na główną bohaterkę chyba jednak wybiorę Lily Collins, bo tak jakoś... wbiła mi się w mózg i za każdym razem, gdy myślę o tej historii, widzę ją. Chyba po prostu świetnie pasuje do roli Carter (bo tak będzie miała na imię główna bohaterka). ;) Głównym bohaterem będzie Harry (jakżeby inaczej ^^) i większość rozdziałów będzie pisana z jego perspektywy (tak dla odmiany). :) To tyle na razie. Rozpoczęcia tego bloga nie planuję jednak w najbliższym czasie (chociaż już go założyłam, tylko że Wy go nie widzicie :D). Wierzcie mi, że napisanie fanfica, który miałby odpowiednią długość, nie jest w moim przypadku takie proste. Zanim wezmę się za pisanie, muszę mieć dość szczegółowy plan w głowie, a potem jeszcze czas na pisanie, a z tym drugim u mnie kiepsko (mimo że jest przerwa świąteczna). Baaardzo ważny konkurs mam 10. stycznia, a jestem totalnie nieogarnięta z lekturami. Życzcie mi powodzenia. ;) Na pewno tak gdzieś jutro zamówię szablon. ;)
Pozdrawiam i proszę o to, co zawsze... komentujcie. x ♥
PS. Wiem, jak późno dodaję ten rozdział, dlatego przepraszam za wszelkie błędy, których mój zmęczony mózg nie jest już w stanie wychwycić. Chyba zbyt długo już siedzę nad tym rozdziałem. Ten początek z ciocią Daisy pisałam cały od początku, bo poprzedni był do kitu. Usiadłam sobie przed północą i tak myślę: "No, to tylko poprawię ten rozdział i kładę się spać". Hahahahahahaha. :DDD
PS.2 Ten motor Harrego i morze, nad którym właśnie znajduje się Julie, to takie nawiązania do szablonu (a dokładniej do nagłówka). ☺

piątek, 26 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 21

No i popieprzyłam z tym czasem. Poprzedni rozdział dział się w lutym, już to poprawiłam. ;)
Trochę Was wkręciłam z tym epilogiem, co wcale nie oznacza, że (za pierwszym razem napisałam "żre" *facepalm*) ta historia skończy się dobrze. ;)
A co do tego rozdziału, to... jest on bardzo... trudny, rzec by można, że "ciężki". "Męczyłam się" nad nim jakieś dwie godziny. :o Mam jednak nadzieję, że łatwiej będzie się Wam go czytać, niż mi pisać. ;) Przepraszam za przekleństwa i temu podobne, ale sami chyba rozumiecie. Już nie przedłużając... Miłej lektury. ♥


Harry
Krążyłem w tę i z powrotem po szpitalnym korytarzu, a pojedyncze łzy płynęły po moich policzkach. Reszta (Zoey, Grace, Louis i Zayn) siedzieli na krzesełkach, każdy zajęty swoimi myślami. Tylko ja łaziłem w kółko, nie mogąc się uspokoić.
Kurwa…
Wystarczająco przytłaczająca była dla mnie myśl, że ten sukinsyn ośmielił się ją tknąć. Totalnie dobijało mnie, że był na tyle bezczelny, żeby zrobić jej aż taką krzywdę, oszpecić.
Dlaczego życie musi być tak okrutne i karze kogoś, kogo kocham ponad życie, za błędy sprzed lat? Zapewne zastanawiacie się, o czym mówię.
Rok 2006 - impreza z okazji zdania matury. Kilka drinków za dużo. Film się urwał. Obudziłem się nagi w łóżku domu, w którym odbywała się impreza. A potem nagle wszyscy przestali się do mnie odzywać, łącznie z Monicą, która do tej pory wykazywała żywe, choć nieodwzajemnione, zainteresowanie mną. Zwłaszcza ona. Unikała mnie, a gdy próbowałem do niej podejść, uciekała jakby spłoszona. No ale plotki szybko się roznoszą. Zgwałciłem ją - jak sama powiedziała ze łzami w oczach. Matka i ojciec się mnie wyrzekli, siostra przestała się odzywać, a ludzie w Holmes Chapel zaczęli patrzeć na mnie z taką nienawiścią, że gdyby sam wzrok mógł zabijać, umarłbym w najstraszniejszych męczarniach. Dlatego wyjechałem. I od tamtej pory każdego cholernego dnia próbowałem sobie cokolwiek przypomnieć z tamtej nocy. Bo coś tu w tej jebanej układance nie pasuje. Po pierwsze - nigdy nie uważałem się za jakiegoś niewyżytego czy nieumiejącego zapanować nad swoim popędem; dziewczyn miałem na pęczki, nie musiałbym nikogo gwałcić, żeby się zaspokoić. Po drugie - Monica jakoś nigdy specjalnie mnie nie pociągała, próbowała mnie podrywać, ale ja ją odpychałem; puste laski mnie nie interesowały. A po trzecie i ostatnie - skoro faktycznie ją wykorzystałem, to dlaczego nie poszła na policję, co? Coś tu, do ciężkiej cholery, nie gra. I chyba już nigdy nie poznam prawdy. Ale niech się ta szmata smaży w piekle, jeżeli kłamała, bo właśnie po raz kolejny moje życie się przez nią pieprzy.
A teraz jeszcze ten oblech - były Monici. Zabiłbym go, gdyby nie to, że Julie nie była w najlepszym stanie. Za to do końca życia będę pamiętał jego parszywą gębę i uśmieszek, z jakim wypowiedział słowa: „Jeden-jeden, Styles”.
Julie… moja mała, kochana Julie… Wszystko bez niej nie ma sensu. Nie mogę… nie mogę jej stracić… Za bardzo ją kocham. Tak długo próbowałem wrócić do normalności po tym wszystkim...
- Harry, uspok… - zaczął Louis, ale wtedy zmierzyłem go wzrokiem. On jako jedyny wiedział o wszystkim. - Będzie dobrze - poruszył wargami, jakby sam nie wierzył w to, co mówi.
Potrząsnąłem głową przecząco.
MAJ
Kilka miesięcy później Julie czuła się już znacznie lepiej. Okazało się, że nawet problem szramy na jej policzku da się rozwiązać za pomocą szeregu (co prawda kosztownych, za to skutecznych) operacji. Psychicznie też było z nią coraz lepiej, bo początkowo żaden mężczyzna poza mną nie mógł jej nawet dotknąć. I gdy ona powoli dochodziła do siebie, ja powoli uświadamiałem sobie, że dłużej nie uniosę ciężaru tej tajemnicy. Że muszę jej powiedzieć. Coraz gorzej się czułem z tym wszystkim. A najgorsze w tym wszystkim było to, że rozprawa zbliżała się wielkimi krokami, więc wkrótce i tak miała się dowiedzieć wszystkiego.
Stałem właśnie przy oknie w jej mieszkaniu, gdy nagle poczułem jej dłoń na ramieniu. Uśmiechnąłem się, widząc ją.
- Harry, powiedz mi, co jest nie tak - wyszeptała. - Od czasu tego… coś się zmieniło. Czuję to. Nie jestem głupia. Jeżeli chcesz mnie zostawić, powiedz.
Przyciągnąłem ją do siebie, jedną dłoń wplatając w jej włosy.
- Kocham cię, Julie - powiedziałem.
- Harry… - Poczułem, jak jej ciało przechodzą dreszcze płaczu. - Nie żegnaj się…
Przełknąłem gulę, czując nieprzyjemny ścisk w sercu.
- Nie żegnam się - wydusiłem z trudem. - Chcę tylko, żebyś wiedziała.
- Więc co się stało z moim dawnym Harrym? Powiedz mi. Wciąż jesteś rozkojarzony, zamyślony, rzadko się uśmiechasz. W szkole to samo. Zoey mi mówiła. Dlaczego?
- Nie chcę, żebyś mnie zostawiła, Julie… A po tym, co ci powiem, na pewno to zrobisz…
Odsunęła się ode mnie, żeby spojrzeć mi w oczy.
- Harry, boję się…
Przesunąłem dłonią po jej policzku. Winda, która od samego początku nade mną wisiała, była coraz niżej. Przygniatała mnie.
- Usiądź - poprosiłem łagodnie. Zajęła miejsce na jednym z foteli, ja natomiast na kanapie.
Podkurczyła nogi, zwijając się w kulkę.
Była taka mała i bezbronna… a ja zamierzałem właśnie jeszcze bardziej ją skrzywdzić. Jestem potworem.
- To wszystko zaczęło się gdzieś tak w styczniu 2006 roku - zacząłem, każde słowo przychodziło mi z ogromnym trudem. - Wtedy Monica zaczęła zwracać na mnie większą uwagę. Odtrącałem ją. Była próżna, po prostu mi się nie podobała. W maju myślałem, że jej przeszło… znalazła sobie nowego chłopaka… Potem przyszły egzaminy… matura… Gdy wszyscy zdaliśmy, postanowiliśmy urządzić z tej okazji imprezę… Wypiłem za dużo i… - Gula uformowała się w moim gardle. - film mi się urwał. Obudziłem się zupełnie nagi. A potem Monica powiedziała, że… Julie… - rozpłakałem się - Julie, ona powiedziała, że ja ją zgwałciłem… Za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, co się działo tamtego wieczora… Musiałem wyjechać. Rodzina nie chce mnie znać… Ten facet, który cię skrzywdził… To ówczesny chłopak Monici… Proszę, nie zostawiaj mnie. Chociaż ty, błagam. Kocham cię i potrzebuję. Jeżeli…
- Wyjdź - powiedziała tylko zimno, patrząc mi w oczy. Wstała, podchodząc do okna i stanęła do mnie tyłem. Podniosłem się z miejsca i podszedłem do niej.
- Julie, ja…
- Wyjdź! - krzyknęła. Próbowałem ją dotknąć, ale cofnęła się z przerażeniem i obrzydzeniem jednocześnie. - Jak mogłeś mi nie powiedzieć?! Jak mogłeś?! Ufałam ci! Mnie też byś zgwałcił, gdybym dobrowolnie ci się nie poddała, co?!
- Julie, nie mów tak… - szepnąłem. Rozpacz odbierała mi siły.
- Wyjdź! - wrzasnęła. - Nie chcę cię więcej widzieć!
Julie
Usłyszałam trzask zamykanych drzwi, po czym osunęłam się po ścianie plecami i skuliłam. Słone łzy płynęły z moich oczu jedna za drugą.
Harry… Mój Harry… Ten sam, który mnie kochał w każdym możliwym znaczeniu tego słowa. Ten sam, który przynosił mi śniadania do łóżka. Ten sam, który z taką czułością i oddaniem patrzył w moje oczy. Zgwałcił.
Długo płakałam. Nie mogłam, a może nie chciałam, się z tym pogodzić. Miałam żal. Cholerny żal. Do losu, do życia, do Boga. Co ja mu takiego zrobiłam, że po raz kolejny zabrał mi to, co kochałam? Dlaczego?
- Co się stało? - usłyszałam głos Zoey. - Julie…
Rozpłakałam się tylko głośniej, jeszcze mocniej tuląc się do siostry, tak jakby tylko ona jedna mi została.
Nie docierało to do mnie. Ogrom cierpienia, jaki na mnie nagle spadł, przytłaczał mnie. Wiedziałam już tylko jedno: Straciłam go.
____________________________________________________________
A teraz sprawdzimy, kto czyta notki. ;3
Wielkimi krokami zbliżamy się do końca tego fanfica. Postaram się go zakończyć jeszcze przed 7. stycznia. Było to moje pierwsze opowiadanie tego typu i w pewnym sensie miało na celu "sprawdzenie", czy się do tego nadaję. Więc teraz mam do Was pytanie: Co byście powiedzieli na nowe fanfiction? Mam już nawet pewien (wydaje mi się, że ciekawy) pomysł. ;) No i kogo na główną bohaterkę? (pozwólcie, że bohatera sama wybiorę ;)) Podawajcie propozycje. ;) Jedyne kryterium, to żeby dziewczyna była szatynką, ewentualnie brunetką (nie jest to jakieś moje 'widzimisię', opowiadanie tego wymaga ;3). Co Wy na to? ☺ Jeżeli bylibyście chętni, to pod następnym rozdziałem dam jakiś mini-spojler (łapówka, haha). :D
No i ostatnia prośba - komentujcie, bo jest Was mało, a ciągle mam wrażenie, że jeszcze Was ubywa. ;-;
Szablon by S1K