piątek, 21 listopada 2014

ROZDZIAŁ 15

PIĄTEK
Chwyciłam karton soku z półki i schowałam go do koszyka, po czym spojrzałam na zegarek i westchnęłam tylko ciężko. Teraz jest 14:40. Lekcje skończy za dwadzieścia minut. 15:01 – telefon.
Zaśmiałam się tylko cicho.
Nagle poczułam się dziwnie. Miałam wrażenie, jakby ktoś mnie obserwował. Pomyślicie, że zwariowałam, ale tak właśnie poczułam. Odwróciłam się, lecz nikogo nie dostrzegłam.
Julie, odbija ci.
Zaczęłam iść przed siebie, gdy nagle zza zakrętu wyskoczył jakiś chłopak. Wpadłam na niego. Przytrzymał mnie mocno w pasie, dlatego nie upadłam.
- Przepraszam. – Odsunęłam się od niego speszona. Spojrzałam na niego i od razu uśmiechnęłam się szeroko na widok tej znajomej twarzy. – O, cześć, Ashton.
- Dzień dobry – przywitał się. – Zakupy? – spytał, spoglądając w stronę mojego koszyka.
- No coś w tym stylu. A ty?
Westchnął tylko ciężko, po czym wskazał podbródkiem na grupkę jego kolegów w pobliżu, wśród których był też wysoki blondyn – Luke, za którym szczerze nie przepadałam.
Skrzywiłam się teatralnie, po czym zaśmiał się.
- Proszę się ich nie bać. Oni w gruncie rzeczy nie są tacy źli. Tylko czasami mają odpały. A że Luke’owi wpadła pani w oko, to chyba nie muszę mówić.
- Proszę, tylko nie pani, bo czuję się staro. – Uśmiechnęłam się, wyciągając do niego rękę. – Julie.
- Ashton. W skrócie Ash.
- Jak popiół? – spytałam, ściągając brwi.
- Coś w tym złego? – zapytał, mrużąc oczy chytrze.
- Nie, skąd. Po prostu jestem ciekawa genezy tego przezwiska.
- To cię zaskoczę, bo takowej nie ma – zaśmiał się. – Jakiś idiota (czytaj: „Luke”) stwierdził, że fajnie by było mówić do mnie krócej, bo przecież wypowiedzenie słowa: „Ashton” przekracza jego możliwości intelektualne. Mi to nawet pasuje. „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”. Ja prochem jestem całe życie.
Uśmiechnęłam się i wtedy zadzwonił mój telefon. Wiedziałam, że to Harry. Już chciałam pożegnać Ashtona, gdy ten nagle zapytał:
- To pan Styles?
- Nie, a dlaczego? – skłamałam.
- Nie udawaj – ton jego głosu był dość swobodny, ale jednocześnie pojawiła się w nim nuta, której wcześniej nie było. – Wszyscy w szkole wiedzą, że się spotykacie. To dlatego Zoey ma fory?
- Zoey nie ma żadnych for – obruszyłam się.
- Jak to nie? Przecież wszyscy widzą, jak jej oceny z angielskiego idą w górę. Zapewne nie przez przypadek.
- Ashton, to obrzydliwe. – Skrzywiłam się. – Zoey nie ma żadnych for, a oceny idą jej w górę przez korepetycje.
- Ciekaw jestem formy płatności za te korepetycje. – Oblizał wargi. – Lubię historię. Mogę pomóc Zoey…
- Do czego zmierzasz? – Zmarszczyłam brwi.
Zbliżył się do mnie niebezpiecznie i wtedy telefon przestał dzwonić.
- Co, ze mną się nie prześpisz? Musisz być dobra, skoro te korepetycje tak pomagają…
Zaczęłam mu się wyrywać, ale wtedy przytrzymał mnie mocno w pasie, krępując ruchy. Uderzyłam go z całej siły w twarz i wtedy dopiero mnie puścił.
- Ty dziwko! – Przyłożył dłoń do policzka, rozmasowując go.
Nagle tuż obok zmaterializował się Luke. Byłam przerażona i roztrzęsiona.
Poczułam totalny paraliż.
- Co tu się stało? – zapytał blondyn, patrząc to na mnie, to na Ashtona.
Po prostu odwróciłam się i uciekłam.
Nie pozwoliłam sobie na łzy. Rozpakowałam zakupy i dopiero wtedy rozkleiłam się totalnie. Siedziałam przy stole i płakałam.
Z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam o telefonie od Harrego.
Wyciągnęłam komórkę z kieszeni. Dziesięć nieodebranych połączeń. Już miałam zamiar oddzwonić, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Wytarłam łzy rękawem bluzki i poszłam otworzyć.
Popatrzył na mnie przez chwilę, po czym zapytał:
- Wszystko okej?
- Jasne. – Uśmiechnęłam się sztucznie.
- Nie odbierałaś…
- Miałam wyciszony telefon.
- Płakałaś?
- Nie, skąd.
Odwróciłam się plecami i poszłam do kuchni. Wszedł do mieszkania, zamknął drzwi i stwierdził tylko krótko:
- Kłamiesz.
- Nie, jasne, że nie. – Oparłam ręce o blat kuchenny, stojąc do szatyna tyłem. Nie mogłabym go okłamywać w żywe oczy.
- Spójrz na mnie, Julie – rozkazał.
Odwróciłam się.
- A teraz mów, o co chodziło.
- Po prostu wszyscy myślą, że Zoey ma fory, bo z tobą sypiam – wydusiłam na jednym wydechu.
- Kto tak myśli?
- Byłam na zakupach i… spotkałam Ashtona z kolegami...
- I co wtedy?
Wzięłam głęboki wdech.
- Zaczął mi składać niedwuznaczne propozycje. Oni wszyscy myślą, że…
Urwałam, bo nie mogło mi to przejść przez gardło.
- Przecież to nieprawda.
- Wiem, ale to boli, Harry. Ja… przypuszczałam, że tak będzie, ale nie sądziłam, że aż tak… źle.
Przesunął palcem po stole kuchennym.
- Chcesz, żebym sobie poszedł? – wydusił, a pytanie to zabrzmiało jak: „Chcesz ze mną zerwać?”.
Popatrzyłam na niego z tkliwością. Tak bardzo rozczulił mnie ten widok. Był wyraźnie przejęty, a jednocześnie smutny. Jakby moja odpowiedź miała dla niego ogromne znaczenie. Może nawet większe niż byłam w stanie sobie wyobrazić.
Oczywiście, że nie chciałam z nim zerwać. Właściwie, zastanawiałam się, dlaczego mnie jeszcze nie przytulił i stwierdził, że to przecież nieprawda, a Zoey sama powiedziała, że nie ma nic przeciwko, żebyśmy się spotykali.
Potarłam kciukiem wnętrze dłoni.
- Jasne, że nie – odparłam. – Zastanawiam się tylko, co takiego się stało, że mnie jeszcze nie przytuliłeś. – Uśmiechnęłam się szeroko.
Odpowiedział mi tym samym, po czym podszedł do mnie i objął mocno. Położyłam mu głowę na torsie i nagle poczułam się taka mała. Potrzebowałam go.
- Jak mogłeś tak pomyśleć? – zapytałam. – Kocham cię. Miłość to żadna sztuka, gdy jest łatwo.
- Wiem, przepraszam. Chyba zwariowałem.
* * *
Zatrzasnęłam drzwiczki od mikrofalówki i odsunęłam się zatykając uszy.
- Co ty robisz? – spytał, wyraźnie rozbawiony Harry, obejmując mnie w pasie od tyłu.
- Nie cierpię tego dźwięku – odparłam. – Mam wrażenie, jakby ta mikrofala miała zaraz wybuchnąć.
Delikatnie chwycił mnie za nadgarstki i odsunął palce od moich uszu.
- Jesteś przewrażliwiona. To tylko zwykły popcorn – stwierdził. – Poza tym jestem tutaj. Jakby co, to obronię cię przed czyhającymi na twoje życie mikrofalówkami.
- Dowcipniś – burknęłam.
Po chwili moje męki się zakończyły i jeszcze ciepły popcorn wyjęłam z urządzenia. Przesypałam wszystko do dużej miski, z którą udałam się do salonu, gdzie Harry włączał film na DVD.
Skrzywiłam się na samą myśl o filmie, którego mieliśmy za chwilę obejrzeć. „Czerwony Smok” z Anthonym Hopkinsem i Ralphem Finnesem. Ale co poradzić? Poszliśmy na kompromis, bo ja uparłam się na „Jerrego Maguiera”, a Harry na „To właśnie miłość”. Może trzeba mu było ustąpić?, pomyślałam. Przynajmniej on by się nie męczył. Chociaż w sumie… Może nie będzie aż tak źle? Ponoć to dobry film. Ale przecież to nie moja wina, że nie cierpię widoku krwi!
Zgasiłam światło i usiadłam obok Harrego. Na kolanach trzymałam ogromną miskę z popcornem. Oparłam głowę na jego ramieniu, a on mnie objął delikatnie.
Nieważne, jaki film. Ważne, że Jego mam przy sobie.
Zaczęliśmy oglądać. Początek dość spokojny. Znaczy, pierwsza krew pojawiła się już w przeciągu pierwszych dziesięciu minut, ale okay. Jakoś to zniosłam. Prawdziwa zabawa zaczęła się dopiero podczas kasety ze zbrodni, jakiej dokonano na jakiejś rodzinie. Wymordował wszystkich.
Co za bydlę!
Jakoś przetrwałam nawet te ‘gorsze’ sceny. Koniec końców nie zwymiotowałam. I nagle… pożar.
Nie, tej niewidomej nie może się nic stać! Nie!
Poziom adrenaliny w moich żyłach gwałtownie podskoczył.
Niewidomej na szczęście nic się nie stało, a ja trochę ochłonęłam. Nagle dopadła mnie jakaś nieopisana fala podniecenia. Nie wiem skąd, nie wiem jak, ale stało się. Zrobiło mi się duszno i gorąco. Na moich policzkach pojawiły się wypieki. I do tego… Harry. Jakich on perfum używał, że nie potrafiłam przez nie logicznie myśleć?
Nagle, niby od niechcenia położył mi dłoń na kolanie. Wstrzymałam oddech.
Proszę, nie rób tego!
Ciepło jego skóry przenikało przez materiał moich dżinsów. Popatrzyłam na jego klatkę piersiową, która również zdawała się poruszać w nienaturalnie szybkim tempie. I tu pojawia się pytanie: „Kto wybuchnie pierwszy?”.  Sama już odpływałam. Krew uderzała mi do głowy, nie pozwalając myśleć rozsądnie. Co z tego, że zachowywałam się jak zakochana nastolatka? Taka właśnie byłam. Zakochana. Zakochana do bólu i szczęśliwie.
Nagle chwycił miskę i zdjął ją z moich ud, odkładając na stolik. Patrzyłam z napięciem w oczach na to, co robił. Lecz on tylko ponownie oparł się i wlepił wzrok w ekran.
Czy on mi właśnie dał znak, że sama mam zacząć?
Usiadłam mu na kolanach twarzą do niego i zaczęłam się w niego wpatrywać. To było jak jakaś miłosna gra. Krok za krok. Czekałam, aż mnie pocałuje, lecz on po prostu rozpiął guzik mojej koszuli. Odwdzięczyłam mu się tym samym. Cały czas patrzyliśmy sobie w oczy z napięciem, rozpinając kolejne guziki koszul. Po chwili już uporaliśmy się z wszystkimi. Wtedy ostrożnie zbliżył twarz do mojej szyi, chwytając za oba kołnierzyki. Zsunął mi koszulę z ramion i musnął moją rozpaloną skórę wargami. Miałam wrażenie, że wszystko we mnie drży, domagając się jego dotyku. Byliśmy jak dwie bomby zegarowe. Wszystkie emocje, pragnienia, namiętność, pożądanie już szykowały się do wybuchu. Powtórzył ruch i wtedy nie wytrzymałam. Splotłam palce na jego karku, zamykając mu usta agresywnym pocałunkiem. Nie potrzebował wiele. Po chwili złapał mnie za biodra i przerzucił przez bok, aż opadłam na kanapę. Zawisł nade mną, przenosząc pocałunki na mój dekolt, a później brzuch. Bez trudu uporał się z zamkiem i guzikiem moich spodni. Następnie wrócił do moich ust. Po chwili jego język wtargnął do mojego wnętrza, aż jęknęłam z nagłej przyjemności. Każdy jego ruch zdradzał ogromne zniecierpliwienie i pożądanie. Jego koszula wylądowała na podłodze. Nagle opadł na mnie całym ciężarem ciała. Drgnęłam z podniecenia, gdy sporym wybrzuszeniem w spodniach zderzył się z moim kroczem. Wilgotnymi pocałunkami składanym na szyi odbierał mi zupełnie rozum. Powietrze pachniało pożądaniem i naszymi rozgrzanymi oddechami.
Nagle… jak to na filmach w takich momentach bywa… zadzwonił telefon.
____________________________________________________________
Od razu mówię, że ten rozdział to jest max. Dłuższych nie będzie. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. ☺ Jakby coś, to przepraszam za wszelakie błędy; tego tekstu jest naprawdę sporo, a ja jestem tylko człowiekiem. :)
Jak zwykle dziękuję za komentarze. To bardzo miłe, że jesteście, że czytacie i że chce Wam się komentować. ♥ Dziękuję również za wyświetlenia, których liczba przed chwilą przekroczyła 1800 (o ile się nie mylę). :***
A teraz Was wykorzystam, bo mam naprawdę ogromny problem, z którym sama sobie nie poradzę. :O ;3
A więc wybierajcie: ;D
1.
2.
Myślę, że niektórzy z Was już domyślają się, o co chodzi, a jeśli nie, to wkrótce się dowiecie. ;) Z góry dziękuję i do następnego. :***
PS. "Kobieta zmienną jest" - jak mawiał poeta, a gdy Paulinie się nudzi, to lubi sobie oglądać różne zdjęcia na internecie, więc w roli Julie ponownie "występuje" Shelley. :3 Przepraszam, że Wam tak mieszam. Już więcej nie będę, obiecuję. :)

5 komentarzy:

  1. Kocham to <3


    Ps. Znowu czytam nad ranem.

    OdpowiedzUsuń
  2. O M G !
    Jak mogłaś?! Jak mogłaś przerwać w takim momencie? ;C
    Mam nadzieję, że zignorują ten telefon (taki zboczuszek ze mnie) ^^
    Rozdział naprawdę bardzo fajny, długość długa i w sam raz.
    Trzy razy tak! Dziękujemy, przechodzisz dalej. Haha, nie pytaj, odbija mi ;D
    Ci do obrazków -> zdecydowanie 1 jest taki awww ;3
    Życzę dużo weny!
    Do napisania, anonimek ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział!!! <3
    Niech nie odbierają tego pieprzonego telefonu no! :D <3
    A tam błędy, jeśli coś jest tak dobre, jak twoje opowiadanie, to nie zwraca się uwagi na żadne błędy, których swoją drogą nie zauważyłam:D Ani jednego :*
    Zdecydowanie 1 *.*
    Czekam na kolejnyyyy <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobry rozdział. Szkoda, że zmieniłaś bohaterkę, ale nie wtrącam się :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oh jeju... Świetny rozdział. To opowiadanie jest świetne. Wspaniale piszesz <3
    Zdecydowanie 1.
    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział ^.^

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K