-
Louis? – Odwróciłam się w stronę chłopaka. – Jak tam? – spytałam.
-
Chyba ja powinienem zadać to pytanie. – Zmrużył oczy podejrzliwie. – Coś jest
nie tak, Julie – stwierdził.
-
Nie, nie – zaprzeczyłam energicznie. – Jest okay. Nie przejmuj się mną.
-
No chyba coś ci się pomieszało w tej ślicznej główce. – Puknął mnie palcem w
czoło. – Ja mam się tobą nie przejmować?
-
Mam małe problemy… osobiste – wyjaśniłam krótko.
-
A może sercowe?
Przygryzłam
wargę i nie odpowiedziałam.
-
Ja nie rozumiem – westchnął. – Jeden mój przyjaciel też ostatnio ma problemy z
kobietami. Prawie się załamał. Masakra. Dlaczego wszyscy nie mogą być mną i
Grace?
-
Nie wszyscy mają takie szczęście jak wy – odparłam z uśmiechem.
Przytulił
mnie krótko, ale mocno, a po 24456253 moich zapewnieniach, że już mi lepiej,
odszedł.
Jakoś
w końcu udało mi się ułożyć te kwiaty i wtedy poczułam czyjąś obecność. Tego
się nie da racjonalnie wytłumaczyć. Po prostu. To nie był Louis. To na pewno
nie był Louis.
-
Cześć.
Odwróciłam
się w stronę źródła dźwięku.
-
Harry…?
Stał
w pewnej odległości.
-
Co tu robisz? – najbardziej inteligentne pytanie, jakie mogłam zadać.
-
Lou to mój przyjaciel ze studiów – wyjaśnił lakonicznie.
-
Wiedziałeś? – spytałam.
-
Że będziesz na tym weselu? Tak.
Zmierzył
mnie wzrokiem, aż się zarumieniłam.
-
Pięknie wyglądasz – wypowiedział te słowa. Niby oklepane, ale zabrzmiały
szczerze jak nigdy.
-
Dziękuję.
Na
chwilę zapadła cisza.
-
Harry, ten ostatni tydzień… – zaczęłam, ale nie dane mi było dokończyć.
-
Proszę, nie mów niczego, co mogłoby mnie jeszcze bardziej zranić – przerwał mi,
z bólem patrząc w moje oczy.
-
Nie chcę, żeby cię nie było… – wyszeptałam, zakrywając usta dłonią. Tylko na
tyle mogłam się zdobyć. Proste zdanie, a kryło w sobie tak wiele treści…
-
Żeby mnie znowu odtrącić? – zakpił. – Zastanów się.
-
Dlaczego jesteś taki…? – zapytałam cicho. Obraz wokół stawał się coraz bardziej
zamazany. Łzy napływały do moich oczu.
-
Bo mam dość tej zabawy w kotka i myszkę. Ty też mnie raniłaś.
-
Mi też nie jest łatwo – rozpłakałam się. – Próbuję dać ci szansę, ale skoro
ciebie już to nie obchodzi, to koniec.
Prawie
wybiegłam z kościoła.
Zawsze panowałam nad emocjami. Grace śmiała się, że ze mnie taka "kobieta z jajami". A teraz pojawił się On i pozbawił mnie tej kontroli; czułam się taka słaba...
Zawsze panowałam nad emocjami. Grace śmiała się, że ze mnie taka "kobieta z jajami". A teraz pojawił się On i pozbawił mnie tej kontroli; czułam się taka słaba...
~*~
Z
trudem doprowadziłam się do porządku. Postanowiłam po prostu o nim nie myśleć.
Koniec. Nie będę się zadręczać. Skoro on już mnie nie chce, to niech będzie,
jakby go nigdy nie było.
Nawet
dobrze wychodziło mi udawanie, że wcale mnie to już nie rusza. Aż do momentu.
Ja
jako pierwsza druhna i on jako drużba mieliśmy razem przejść przez kościół za
panną młodą. Chwycił mnie pod rękę, a wtedy ja wyłączyłam się totalnie.
Nastawiłam mózg na program: „Przejść te cholerne dwadzieścia metrów i wcale nie
myśleć, że On jest tak blisko”. I wtedy usłyszałam tuż przy uchu coś, co
kompletnie wytrąciło mnie z równowagi:
-
Przepraszam. Jestem idiotą. Nie chciałem.
Przełknęłam
gulę, która uformowała się w moim gardle, i podniosłam wysoko brodę, wmawiając
sobie, że się przesłyszałam.
~*~
Nie
mówię, że starałam się go unikać, ale to wychodziło jakoś samo. Zawsze albo
ktoś mnie prosił do tańca, albo po prostu robiłam sobie odpoczynek.
Wtedy
zobaczyłam go gdzieś i postanowiłam, że wmieszam się w tłum tańczących. Nagle
ktoś mnie pchnął. Zachwiałam się i upadłam z taką siłą, że aż uderzyłam głową o
parkiet. I wtedy okazało się, że jakiś idiota (bo inaczej go nie można nazwać)
postawił na podłodze za swoim krzesłem na wpół pełną butelkę wódki, która z
trzaskiem rozbiła się pod moim ciężarem, a odłamki szkła boleśnie powbijały mi
się w ramię.
-
Aaa! – syknęłam.
Podniosłam
się do pozycji siedzącej i dotknęłam swojego ramienia. Krew, dużo krwi.
Pierwszą
osobą, jaka pojawiła się przy mnie, był Louis. Uklęknął i spytał:
-
Wszystko okay?
Pokazałam
mu zakrwawione ramię z wbitymi odłamkami szkła.
-
Chodź, jedziemy na pogotowie.
*
Leżałam
na kozetce na brzuchu, a pielęgniarka obok pęsetą wyciągała mi z ramienia
odłamki szkła. Okręciłam głowę w drugą stronę, żeby na to wszystko nie patrzeć,
i rozpłakałam się.
Chrzanić
ból fizyczny; nawet go nie czułam. Bardziej doskwierał mi ten gorszy –
psychiczny.
-
Nie płacz, to się zaraz skończy – pocieszała mnie Grace, delikatnie gładząc mój
mokry policzek.
-
Jak mam nie płakać?! – podniosłam głos. – Pralka nie działa – zaczęłam wyliczać
– samochód się zepsuł, spieprzyłam ślub swoich najlepszych przyjaciół…
rozdarłam sukienkę za 250 funtów, śmierdzę wódką, mam rozryte ramię, rozmazany
makijaż, jestem brzydka i gruba, a facet… – łkałam – na którym mi zależy, ma
mnie gdzieś… Czego chcieć więcej? – zaśmiałam się gorzko.
-
Z tym ostatnim się mylisz. – Nagle w drzwiach zmaterializował się Styles we
własnej osobie. – Przedostatnim też.
-
Spadaj – warknęłam niczym obrażona nastolatka i odwróciłam głowę w stronę
pielęgniarki, która skrupulatnie pozbywała się przezroczystych odłamków z
mojego ramienia.
Usłyszałam
tylko szelest sukni Grace i stukot jej obcasów na podłodze z linoleum, a
następnie ciche skrzypienie krzesła, na którym jeszcze przed chwilą siedziała.
Dotknął
mojej dłoni swoją; strzepnęłam ją gwałtownie.
-
Proszę się nie ruszać – zbeształa mnie pielęgniarka.
-
Będziemy tak siedzieć? – spytał.
-
Ja będę leżeć – burknęłam.
Zaśmiał
się gardłowo, ściskając mocno moją rękę, a wtedy okręciłam głowę w jego stronę.
-
Puść mnie.
-
Nie.
-
Bo…?
-
Bo ci zależy – znowu się zaśmiał.
-
Po co tu w ogóle przyszedłeś? – spytałam z pretensjami. – Co? Żeby znowu karmić
mnie tymi kłamstwami?! „Nie mogę cię zmusić do zakochania się we mnie, chociaż
bardzo bym chciał” albo to, moje ulubione: „Wybieranie najprostszej drogi to
tchórzostwo”… Bla, bla, bla… Pieprzenie na antenie! Takie bajeczki, to
sobie…! – I wtedy przerwał mi ten monolog, łącząc nasze wargi w jedno.
Poczułam
ciepło. Bardzo miłe ciepło, łączące się z przyjemnością. Aż nagle dotarł do
mnie ból, gdy dość spory kawałek szkła właśnie „opuścił” moje ramię. Syknęłam w
jego usta.
-
Zwariowałem – szepnął. – Zwariowałem, jak cię nie było. Przepraszam.
I
wtedy usłyszeliśmy kobiecy głos, który – jak się okazało – należał do Grace:
-
Nie wiem, które to było w kolejności, ale żadnego ślubu nie spieprzyłaś. Wręcz
przeciwnie. To najbardziej oryginalne i najwspanialsze wesele na tym globie –
zaśmiała się.
Popatrzyłam
na nią i na wtulonego w jej plecy Louisa, który delikatnie nią kołysał. Byli
idealni. Idealni i… szczęśliwi, mimo wszystko.
-
A za jakiś czas czujemy się zaproszeni na wasze wesele – dodał Lou, delikatnie
całując ramię żony.
Zarumieniłam
się po same uszy, śmiejąc się nerwowo, a Harry tylko się uśmiechnął i w żaden
sposób tego nie skomentował.
____________________________________________________________
Nie mam zbyt wiele czasu, dlatego będę się streszczać. Aktualnie wchodzimy w fazę tych mega słodkich części i mam nadzieję, że się cieszycie z tego powodu. ;3
Może to pytanie jest trochę nie na miejscu po takim (w sensie słodziachnym) rozdziale, ale... Wolicie happy endy czy smutne zakończenia? Nie mówię, że chodzi o Impassivity, bo akurat tutaj zakończenie w głowie już mam. Po prostu tak ogólnie. Chciałabym wiedzieć. :)
Rozumiem, że nie macie czasu ze względu na szkołę, lecz liczę na to, że w dalszym ciągu będziecie komentować i mnie nie zostawicie, bo bez Was ten blog nie będzie miał sensu. :*****
____________________________________________________________
Nie mam zbyt wiele czasu, dlatego będę się streszczać. Aktualnie wchodzimy w fazę tych mega słodkich części i mam nadzieję, że się cieszycie z tego powodu. ;3
Może to pytanie jest trochę nie na miejscu po takim (w sensie słodziachnym) rozdziale, ale... Wolicie happy endy czy smutne zakończenia? Nie mówię, że chodzi o Impassivity, bo akurat tutaj zakończenie w głowie już mam. Po prostu tak ogólnie. Chciałabym wiedzieć. :)
Rozumiem, że nie macie czasu ze względu na szkołę, lecz liczę na to, że w dalszym ciągu będziecie komentować i mnie nie zostawicie, bo bez Was ten blog nie będzie miał sensu. :*****
Cóż za niespodziewane zwroty akcji. Supet rozdział :)
OdpowiedzUsuńMi jeśli jakaś historia bardzo się podoba albo książka to wolę, żeby był happy end. A jak jest coś krótkiego, to obojętnie ;)
To czekam na nexta, fajnie, skoro ma być słooodko <3
Pod ostatnim Twoim postem mój komentarz się nie dodał, ale postaram się tutaj to nadrobić. Wolę zdecydowanie szczęśliwe zakończenia, a to że będziemy zaczynać słodkie rozdziały to mi się podoba. Zakochałam się. Harry jak zwykle mi się podoba. Uwielbiam to jak się zachowuje wobec Julie. Ciekawa jestem co dalej. :*
OdpowiedzUsuńCudowny *o*
OdpowiedzUsuńKocham słodziaśne rozdziały <333
Oczywiście, że wolę happy endy :D <3
Słodziaśne rozdziały - to co kocham <3
Jak dla mnie, to wszystkie fanfiki mogłyby być mega przesłodzone :D
Koooocham to <3 nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <333
Ja ogółem wolę Happy End'y *.* Kocham tego bloga!
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to CUDO, CUDO i jeszcze raz CUDO!
alive-1d.blogspot.com
<3 mega
OdpowiedzUsuńTo ff jest genialne! Zakochałam się.
OdpowiedzUsuńTwój styl pisania, Julie, Harry <3 awww ;3 tak słodziaśnie <3
Happy and zdecydowanie :D
~ Kocham! :D Weny! ;*
Matko!!
OdpowiedzUsuńChyba mój ulubiony rozdział <33 Cudowny, genialny, wspaniały, niesamowity... Jejciu, kochany *.*
Jestem mega podekscytowana na te 'mega słodkie części'. Uwielbiam takie, szczególnie z Harry'm ^.^
Gratki! Zostałaś nominowana do Libster Award <3 Więcej informacji: http://alive-1d.blogspot.com/2014/11/libster-award-2.html
OdpowiedzUsuń