piątek, 17 października 2014

ROZDZIAŁ 10

* * *
Usiadłam na wolnym miejscu w ławce i po chwili zebrane się rozpoczęło.
Nie mogłam się skupić. Źle się z tym wszystkim czułam. A On… rano wyglądał kiepsko, ale teraz… Był jakiś taki… przybity, zmęczony. Nie tak chciałam. Miał o mnie zapomnieć, a nie cierpieć.
Jak co roku zostałam wybrana na przewodniczącą klasową, jako ta ‘która przecież nie ma nic lepszego do roboty’.
Nagle rozmowa zeszła na temat zbliżającej się wycieczki. Opowiadał o kosztach, miejscach, które młodzież zwiedzi, noclegu etc. etc. … No i nadszedł czas na wybór opiekuna.
- Kto chętny? – spytał, rozglądając się.
Nie patrzył na mnie, jakby specjalnie uciekał przed moim wzrokiem. Na chwilę nastała zupełna cisza. Jak to mówi Zoey, yolo. Podniosłam rękę. Uśmiechnął się sztucznie, po czym zapisał moje nazwisko w notatniku.
Piętnaście minut później zebranie się skończyło. Wszyscy wyszli z sali, a ci na rozmowy indywidualne ustawili się w kolejce pod drzwiami. Jakoś udało mi się ‘dopchać’ pierwszą, chociaż nie mam pojęcia, jak to się stało wśród tych wszystkich ‘zatroskanych mamusiek’. Po chwili wyszedł z sali i gdy mnie zobaczył, pewien wyraz napięcia zagościł na jego twarzy.
- Zapraszam, panno Spencer.
Wpuścił mnie do środka i usiadłam na krzesełku w ławce naprzeciw biurka.
- Bo… - zaczęłam niepewnie – Zoey ponoć pisała dzisiaj kartkówkę… Czy mogłabym ją zobaczyć? – spytałam z wahaniem, bacznie obserwując kołnierzyk jego koszuli, gdyż nie byłam w stanie znieść spojrzenia jego oczu.
- Oczywiście – odparł w miarę pogodnie.
Wyciągnął z jednej z teczek leżących na biurku arkusz i podał mi go, a ja wlepiłam w niego wzrok, bez zrozumienia przyglądając się mu. „B” – tyle z niego zrozumiałam.
- To… dobrze? – spytałam niepewnie.
- Według jej poprzednich ocen tak.
Odłożyłam kartkówkę na jego biurko i zapadła krępująca cisza.
- Dlaczego chcesz jechać na tę wycieczkę? – spytał po chwili, bawiąc się brzegiem kartkówki.
- Zoey mnie prosiła.
Nie skłamałam. Nie skłamałam. Tak, nie skłamałam. Na pewno.
- Aha.
I znowu cisza.
- Pójdę już – odezwałam się, chwytając torebkę.
- Twój wybór.
Nie spojrzał na mnie ani przez chwilę. W dalszym ciągu bawił się tym nieszczęsnym brzegiem kartkówki, jakby to było sensem jego życia.
Chciałam wstać, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. A może rozsądek wreszcie doszedł do głosu?
- Proszę… - szepnęłam cicho. Ale o co? Tego nie wiedziałam.
- O co?
- Przestań…
- Ja mam przestać? – spytał z pewną dozą rozdrażnienia. – Ja? – powtórzył.
Przez chwilę nie odezwałam się ani słowem.
- Nie mogłoby być… normalnie? – w moim głosie dało się słyszeć niepewność i strach.
Uśmiechnął się gorzko pod nosem i wreszcie na mnie spojrzał.
- A twoim zdaniem do tej pory było? – wypowiedział te słowa, a ja skonsternowana nie miałam pojęcia, jak je rozumieć.
- Nie znaliśmy się… - wyjąkałam.
- Ja cię znałem. Widziałem cię po raz pierwszy na rozpoczęciu roku.
- Było… inaczej.
- Owszem, dużo inaczej. A teraz pozwoliłaś mi się pocałować, po czym ot, tak mi siebie zabierasz. Uważasz, że to sprawiedliwe?
- Tak będzie łatwiej – próbowałam przekonać, ale chyba tylko samą siebie.
- Nie rozśmieszaj mnie – parsknął. – Wybieranie najprostszej drogi to tchórzostwo, nie sądzisz? – zapytał. – Ale jesteś wolnym człowiekiem – dodał po chwili. – Zrobisz jak zechcesz. Nie mogę cię zmusić do zakochania się we mnie, chociaż bardzo bym chciał.
Czy on się właśnie… poddawał?
- Koniec?… - spytałam cichutko.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się, co sprawiło, że worki pod jego oczami jeszcze bardziej się uwidoczniły.
- Sama zdecyduj – powiedział i podniósł się z miejsca, a następnie przykucnął przy moim stole tak, że byliśmy twarzami bardzo blisko. – Wyjdziesz teraz czy zrobisz to, czego oboje chcemy, ale tylko jedno z nas jest w stanie się do tego przyznać?
Mój nos prawie że dotykał jego policzka. Jego chłodny oddech muskał moją skórę. Moje serce uderzało z prędkością stu pięćdziesięciu uderzeń na minutę. Ręce pociły się. Nie panowałam nad tym.
- Harry, to… - zaczęłam, ale przerwał mi.
- Cii… Nic nie mów. Po prostu wyjdź albo…
Poddałam się. Przestałam walczyć ze sobą i po prostu na sekundę złączyłam nasze wargi. Nie potrafiłam się zdobyć na więcej.
Odsunęłam się od niego.
- Harry… - szepnęłam. – Powiedz mi, czy my nie możemy po prostu zostać…?
- Co? Przyjaciółmi? Wierzysz w to?
Przygryzłam wargę.
- To nie tak miało być – powiedziałam. – Wczoraj… poniosło mnie. Doszło do czegoś, do czego nie powinno dojść.
- Żałujesz?
- Żałuję, że nie mogę dać ci więcej.
Wstałam z miejsca i prawie wybiegłam z sali.
I wtedy zrozumiałam, że mam ze sobą problem. I to poważny. Nie umiem być szczęśliwa.
____________________________________________________________
Kurczę, to już dziesiąty rozdział. Jak te czas zleciał! Serio, nawet nie zauważyłam. :D Miło mi, że komentujecie i mam nadzieję, że jakoś ze mną wytrzymacie do końca. xP Ostatnio jak się wzięłam, to nawet udało mi się jakoś ruszyć z pisaniem. ;) Pozdrawiam. xoxo

6 komentarzy:

  1. Przyjemny rozdział :) Jak zwykle ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowity rozdział ❤
    Mam nadzieję, że Julie wreszcie otworzy się na Harry'ego ❤
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowite, masz wielki talent do pisania! Bardzo się cieszę, że trafiłam na tego bloga <3 Smutny rozdział ;cc Ale i tak wierzę, że będą szczęśliwi.... razem <3 :D Zapraszam w wolnej chwili: alive-1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. I truly love your website.. Excellent colors & theme.
    Did you make this website yourself? Please reply back as I'm looking to create my own website
    and would like to learn where you got this from or what the theme
    is named. Appreciate it!

    Feel free to visit my web page; twitter followerss totally

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wpadłam wcześniej, przepraszam!!
    Rozdział niesamowity, genialny, cudowny ^.^ Bombowy <33

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K