Wolnym
krokiem szłam wzdłuż jednej z ulic, a moim celem był Garrison Lane Park.
Konkurs całe szczęście był już za mną. Wydawało mi się, że dobrze mi poszedł,
choć przyznam szczerze, że czasami musiałam się pilnować, żeby moje myśli nie
uciekały do chłopaka, z którym miałam się spotkać.
W słuchawkach leciała moja
ulubiona piosenka. Chyba nie muszę mówić czyja.
Nie
muszę też chyba tłumaczyć, o kim
wspomniałam poprzedniego dnia Grace. To w Nim się tak beznadziejnie zakochałam.
Jak do tego doszło, że osoba tak poukładana, rozsądna i o tak ścisłym umyśle
zakochała się jak jakaś dwunastolatka we wokaliście swojego ulubionego zespołu?
Tenże ścisły umysł tejże osoby sam się zastanawia. Tak wyszło i koniec. Kropka.
Tego się nie da wytłumaczyć. Zwłaszcza tej głupoty uczucia niemożliwego do
odwzajemnienia. Pojechałam do Birmingham na konkurs, ale skłamałabym, gdybym
powiedziała, że nie liczyłam na to, że Go spotkam. Widocznie się przeliczyłam.
Widocznie jestem głupia.
Znajdowałam
się właśnie w tymże parku od strony wspomnianej przez chłopaka ulicy. Wyjęłam
słuchawki z uszu i wyłączyłam muzykę. Bez trudu odnalazłam wzrokiem sylwetkę
tego chłopaka. Niebieska koszula. Tak, to musi być on. Z tej perspektywy
widziałam, że na głowie miał też czapkę krasnala, dlatego nie dostrzegłam
koloru jego włosów. Czarne rurki dopełniały całości. Nie był zbyt wysoki, ale
ja też nie błyszczałam wzrostem, więc okej. Podeszłam do niego i z lekkim
strachem popukałam go palcem w ramię. Gwałtownie odwrócił się w moją stronę.
Gdy zobaczyłam jego twarz, zaczęłam się zastanawiać, czy to wszystko mi się nie
śni. Uśmiechnął się do mnie, a ja stałam tak jak wryta, nie mogąc z siebie nic
wydusić.
–
Hej, wszystko w porządku? – Pomachał mi dłonią przed oczami.
–
Tak, jasne… - odparłam, delikatnie odwzajemniając uśmiech.
Cholera,
wygląda milion razy lepiej niż na zdjęciach.
–
Proszę. – Podał mi moją własność.
–
Dziękuję – odparłam, wpatrując się w jego twarz.
-
Mam się przedstawić - zapytał, pocierając kark - czy nie muszę, Zoey? -
zaakcentował moje imię.
Nie
macie pojęcia, jak bardzo ucieszył mnie fakt, że je zapamiętał.
-
Nie - odparłam z przekonaniem. - Nie musisz.
Wyciągnął
do mnie rękę.
–
W takim razie chociaż poudawajmy, że mnie nie znasz – powiedział, a dobry humor
zdawał się go ani na chwilę nie opuszczać. – Bradley Will Simpson.
–
Skoro idziemy tak oficjalnie, to proszę. Zoey Mary Anne Worthington Spencer.
–
Chyba będziesz musiała mi to zapisać – zachichotał.
–
Jasne, nie ma sprawy – odparłam.
Wpatrywaliśmy
się w siebie przez dłuższą chwilę. Nie chciałam kończyć tego spotkania. Albo
raczej tego cudu, jakim było to spotkanie.
–
Jesteś może głodna? – zapytał nagle.
–
Jak wilk – wyznałam szczerze. Z nerwów nie jadłam praktycznie nic. Nawet
śniadania.
–
To chodź. Znam taką budę, gdzie podają pyszną chińszczyznę. Nie jesteś
wegetarianką? Błagam, powiedz, że nie.
Zaśmiałam
się.
–
Nie.
–
To chodź.
–
Pod jednym warunkiem.
–
Jakim?
–
Ja stawiam.
–
A z jakiej to okazji? – zdziwił się.
–
Z takiej, że gdyby nie ty, nie miałabym portfela – wyjaśniłam.
–
Nie wygłupiaj się.
–
Ty się nie wygłupiaj.
–
Nie kłóć się ze mną.
–
Bo…?
– Bo starszy ma rację.
–
Skąd pewność, że jesteś ode mnie starszy?
–
Przeczucie. A jak konkurs? – zmienił temat.
– Nijak nie mam pojęcia – odparłam, śmiejąc się.
– Nijak nie mam pojęcia – odparłam, śmiejąc się.
–
Czyli na pewno dobrze – stwierdził.
–
Zobaczymy.
Chwycił
moją dłoń i poprowadził.
Siedzieliśmy
na murku tuż obok wspomnianej przez Brada „budy”, w rękach trzymając kartonowe
pudełka z chińszczyzną.
Rozmowa
była tak swobodna, że aż dziwne. Miałam wrażenie, jakbyśmy znali się już bardzo
długo. No, w sumie, ja go znałam.
Wsadziłam
sobie cały porządny kawałek papryki do buzi i wtedy zadzwonił mój telefon.
Wyciągnęłam go z kieszeni, starając się tak nim manewrować, żeby Brad nie
zauważył, że mam Go na tapecie. To by dopiero był przypał!
–
Halo?
-
Wszystko okay? – spytała Grace. – Długo cię nie ma.
Przeżułam
szybko paprykę i przełknęłam ją.
–
Jasne, jasne.
–
Spotkałaś się z tym chłopakiem?
–
Tak, wszystko okej. Resztę opowiem ci później – odparłam. – Nie uwierzysz kto
to – szepnęłam do słuchawki, odwrócona plecami do chłopaka. – To cześć. –
Rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź. Następnie w czasie szybszym niż
mignięcie błyskawicy schowałam telefon do kieszeni.
Ponownie
chwyciłam widelec i nabrałam na niego makaronu. Brad się nie odzywał, co było
nieco dziwne jak na niego, bo przez ostatnie pół godziny buzia mu się nie
zamykała. Powoli przeżuwając, ukradkiem zerknęłam w jego kierunku. Nasze
spojrzenia się skrzyżowały i zrozumiałam, że musiał mi się przyglądać.
Momentalnie spłonęłam rumieńcem.
–
Kiedy wyjeżdżasz? – zapytał.
–
Jutro pod wieczór.
–
Szybko.
–
Wiem.
I
znowu zapadła krępująca cisza.
–
Zrobiłam coś nie tak? – zapytałam po chwili.
–
Nie, dlaczego?
–
Nie odzywasz się. Myślałam, że się obraziłeś… czy coś…
Zaśmiał się słodko, co rozładowało atmosferę.
–
James też tak mówi.
– Dasz się wyciągnąć na spacer czy jesteś zajęta? – spytał po chwili.
– Z przyjemnością dam - odparłam, uśmiechając się.
*
Zaprowadził
mnie pod same drzwi hotelu. Było już naprawdę późno. Mogłam się już tylko
modlić o litość Grace, żeby mnie nie podkablowała przed Julie, bo to by dopiero
był sajgon!
Stanęłam przed wejściem, tak cholernie nie chcąc się z nim
rozstawać.
Patrzył
mi w oczy tak głęboko, że aż poczułam się trochę niezręcznie. Delikatnie
odgarnął mojej twarzy kosmyki włosów i zaczął mówić na tyle cicho, żebym go rozumiała, ale jednocześnie, żeby nie słyszeli go wszyscy dookoła:
–
W tym momencie powinienem poprosić cię o numer, ale już go mam. – Uśmiechnął
się chytrze. – Spotkamy się jeszcze? –
spytał trochę smutno.
–
Pewnie. Jutro mam praktycznie cały dzień wolny.
–
Zadzwonię.
–
Liczę na to.
Przez
chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy.
–
Brad, ja… - wyjąkałam. – Uszczypnij mnie. To jest tak… dziwne. Oczywiście
pozytywnie dziwne…
Delikatnie
ścisnął mój mały palec.
–
Wystarczy? – zapytał.
–
Nie wiem – odparłam, uśmiechając się.
Opowiedział
mi tym samym i nagle poczułam, jak jego wargi stykają się z moimi na ułamek
sekundy. Poczułam, przyjemne i odurzające ciepło.
–
To do jutra. Zadzwonię – pożegnał się i odszedł, a ja odprowadziłam go
wzrokiem.
Nie
za bardzo kontaktując, udałam się do pokoju, gdzie czekała na mnie Grace.
–
Gdzie się szlajałaś, młoda? – zapytała. Była nieco zła, widziałam to. – Co to w
ogóle był za chłopak, co?
–
On.
Wcisnęłam
guzik w telefonie tak, żeby zaświecił się ekran i rzuciłam urządzeniem w nią.
Złapała go niezdarnie i spojrzała na wyświetlacz, a ja w tym czasie opadłam się
na łóżko z wyrazem rozmarzenia na twarzy.
–
Co, on? – pytała, niedowierzając.
Skinęłam
głową.
–
Ale jak to…?
Machnęłam
ręką, żeby dała mi już spokój.
–
Zakochałaś się? – zaśmiała się.
Potrząsnęłam
głową, jakby chcąc wrócić do rzeczywistości. Chwilę zajęło mi rozmyślanie nad
odpowiedzią.
–
Nie… to nie ma sensu. On ma karierę… poza tym…
–
Nie pytam, czy to ma sens, tylko czy się zakochałaś – przerwała mi.
Przekręciłam
się na brzuch, wbijając twarz w poduszkę.
–
Tylko zauroczyłam… - jęknęłam. – Przejdzie mi.
–
Mnie czy siebie okłamujesz?
–
Siebie.
* * *
Staliśmy
przy samochodzie Grace, patrząc na siebie i nie odzywając się.
–
Spotkamy się jeszcze? – trochę nieświadomie powtórzyłam jego pytanie z
poprzedniego dnia.
Przytulił
mnie.
–
Bardzo bym chciał, ale wiesz, jak to jest – powiedział cicho. – Trasa,
koncerty… Może jak będę w Londynie, to jakoś… ale nie wiem.
–
Odzywaj się.
–
Będę. A ty daj znać, jak konkurs.
–
Jasne.
Odsunęłam
się od niego, przełykając gulę, która uformowała się w moim gardle.
–
Dzięki za wszystko – powiedziałam.
–
Nie, to ja dziękuję.
–
Możemy jechać? – spytała Grace, pojawiając się tuż obok.
–
Tak, tak – odparłam. – To do zobaczenia – pożegnałam się.
–
Do zobaczenia.
Dziewczyna
wsiadła do samochodu, a ja zrobiłam coś, o co nigdy bym samą siebie nie
podejrzewała: stanęłam na palcach i pocałowałam go. Na tę krótką chwilę świat
się zatrzymał. Nie było nic. Delikatnie ścisnął moje dłonie, jakby szukając
mojej bliskości.
Odsunęłam
się od niego i wsiadłam do samochodu.
Pojazd
ruszył, a ja obróciłam się za siebie, patrząc na jego zmniejszającą się
sylwetkę. Zacisnęłam zęby.
Nie
będę płakać. Cholera, nie będę. Szlag…
–
To niesprawiedliwe – jęknęłam.
–
Co? – spytała blondynka.
–
Ty masz Lou, Julie – Harrego, a ja nie mam nic, oprócz książek i chłopaka,
którego najprawdopodobniej nigdy więcej nie zobaczę.
–
Nie mów tak. Jeżeli jesteście sobie przeznaczeni, na pewno jeszcze się
spotkacie.
–
Grace, jestem kujonem. Nie wierzę w przeznaczenie.
–
No i błąd. Powinnaś.
Nie
ciągnęłam dłużej tego tematu. Coraz gorzej się czułam… w środku. Nie mogłam
nawet szukać ulgi w łzach, bo nie chciałam kolejnego pocieszania ze strony
Grace.
Do
domu przyjechałyśmy po trzech godzinach. Krótko przywitałam się z Julie, a
wtedy ta zaczęła mi się bacznie przyglądać.
–
Konkurs nie poszedł? – spytała z zatroskaną miną.
Uśmiechnęłam
się sztucznie.
–
Nie, wszystko okej.
Wymieniły
z Grace porozumiewawcze spojrzenia, a ja udałam się do salonu, gdzie okazało
się, że w środku są również Louis i Harry.
Spędziliśmy
wszyscy razem cały wieczór. I siedzieli tak: stęskniony małżonek z Grace i
Harry z Julie. A ja sama…
Nagle
poczułam wibracje w kieszeni i wyjęłam z niej telefon. Wypieków dostałam, gdy
zobaczyłam, że to od niego.
-
Przepraszam.
Wyszłam
z pokoju i udałam się do kuchni.
Od:
Brad
Wszystko
okej? Dojechałyście?
Uśmiechnęłam
się. Martwił się!
Do:
Brad
Jasne,
jasne. Już jesteśmy.
Westchnęłam,
delikatnie dotykając swoich ust. Cholera...
____________________________________________________________
No dobra. Mam nadzieję, że jakoś przebrnęliście przez te wypociny. Skoro czytacie to zdanie, to chyba znaczy, że tak. ;3 Ten rozdział jest wynikiem mojej już dziewięciomiesięcznej fascynacji The Vamps, a w szczególności Bradem. ♥ No ale 1D jest moją pierwszą i największą miłością, dlatego w następnym rozdziale dokończymy tylko ten wątek i wracamy do Julie i Hazzy. Cieszycie się? ;)
I tak bardzo bardzo dziękuję za te 103 komentarze i 2384 wyświetlenia. :***
No dobra. Mam nadzieję, że jakoś przebrnęliście przez te wypociny. Skoro czytacie to zdanie, to chyba znaczy, że tak. ;3 Ten rozdział jest wynikiem mojej już dziewięciomiesięcznej fascynacji The Vamps, a w szczególności Bradem. ♥ No ale 1D jest moją pierwszą i największą miłością, dlatego w następnym rozdziale dokończymy tylko ten wątek i wracamy do Julie i Hazzy. Cieszycie się? ;)
I tak bardzo bardzo dziękuję za te 103 komentarze i 2384 wyświetlenia. :***
Genialne. Dwa a można powiedzieć, że nawet trzy wątki miłosne w jednym opowiadaniu. Klasa <3
OdpowiedzUsuńRozdział jest tak czy tak niesamowity, ale jednak wolę Julię i Hazzę :D <3
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!!! ^_^
Żeby tak naprawdę mogło się stać... Zakochać się w kimś, kto znalazł mój portfel, ach...<3
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny, przyjemny:)
OMÓJBOŻE!!
OdpowiedzUsuńJA TEŻ CHCĘ ZGUBIĆ PORTWEL!! MAMOOOOOO!!
TEŻ LUBIĘ BRADA *h5*
TEN RODZIAŁ JEST TAKI ABHSNSKOWVSUDBKZLAJHSKOWHWKJXJZJBSJSNSLAKBSIWBS OHHH.
NIBY SŁODKI I WGL, ALE TO WŁAŚNIE SPRAWIA, ŻE JEST NIESANOWITY!! NIEPOWTARZALNIE DOBRY!!
MAMUNIU!! KOCHAM TO <33333
I CHCĘ WIĘCEJ :)
Świetne. Cudowne. Wspaniałe.
OdpowiedzUsuńI takie awawawy *o*
Wszystko jest cudownie.
Nie kończ wątku Brada i Zoey, proooszę. Im się musi ułożyć. Mocno im kibicuje.
Dużo weny, Anonimek ;*