piątek, 12 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 18

Wolnym krokiem szłam wzdłuż jednej z ulic, a moim celem był Garrison Lane Park. Konkurs całe szczęście był już za mną. Wydawało mi się, że dobrze mi poszedł, choć przyznam szczerze, że czasami musiałam się pilnować, żeby moje myśli nie uciekały do chłopaka, z którym miałam się spotkać.
W słuchawkach leciała moja ulubiona piosenka. Chyba nie muszę mówić czyja.
Nie muszę  też chyba tłumaczyć, o kim wspomniałam poprzedniego dnia Grace. To w Nim się tak beznadziejnie zakochałam. Jak do tego doszło, że osoba tak poukładana, rozsądna i o tak ścisłym umyśle zakochała się jak jakaś dwunastolatka we wokaliście swojego ulubionego zespołu? Tenże ścisły umysł tejże osoby sam się zastanawia. Tak wyszło i koniec. Kropka. Tego się nie da wytłumaczyć. Zwłaszcza tej głupoty uczucia niemożliwego do odwzajemnienia. Pojechałam do Birmingham na konkurs, ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie liczyłam na to, że Go spotkam. Widocznie się przeliczyłam. Widocznie jestem głupia.
Znajdowałam się właśnie w tymże parku od strony wspomnianej przez chłopaka ulicy. Wyjęłam słuchawki z uszu i wyłączyłam muzykę. Bez trudu odnalazłam wzrokiem sylwetkę tego chłopaka. Niebieska koszula. Tak, to musi być on. Z tej perspektywy widziałam, że na głowie miał też czapkę krasnala, dlatego nie dostrzegłam koloru jego włosów. Czarne rurki dopełniały całości. Nie był zbyt wysoki, ale ja też nie błyszczałam wzrostem, więc okej. Podeszłam do niego i z lekkim strachem popukałam go palcem w ramię. Gwałtownie odwrócił się w moją stronę. Gdy zobaczyłam jego twarz, zaczęłam się zastanawiać, czy to wszystko mi się nie śni. Uśmiechnął się do mnie, a ja stałam tak jak wryta, nie mogąc z siebie nic wydusić.
– Hej, wszystko w porządku? – Pomachał mi dłonią przed oczami.
– Tak, jasne… - odparłam, delikatnie odwzajemniając uśmiech.
Cholera, wygląda milion razy lepiej niż na zdjęciach.
– Proszę. – Podał mi moją własność.
– Dziękuję – odparłam, wpatrując się w jego twarz.
- Mam się przedstawić - zapytał, pocierając kark - czy nie muszę, Zoey? - zaakcentował moje imię.
Nie macie pojęcia, jak bardzo ucieszył mnie fakt, że je zapamiętał.
- Nie - odparłam z przekonaniem. - Nie musisz.
Wyciągnął do mnie rękę.
– W takim razie chociaż poudawajmy, że mnie nie znasz – powiedział, a dobry humor zdawał się go ani na chwilę nie opuszczać. – Bradley Will Simpson.
– Skoro idziemy tak oficjalnie, to proszę. Zoey Mary Anne Worthington Spencer.
– Chyba będziesz musiała mi to zapisać – zachichotał.
– Jasne, nie ma sprawy – odparłam.
Wpatrywaliśmy się w siebie przez dłuższą chwilę. Nie chciałam kończyć tego spotkania. Albo raczej tego cudu, jakim było to spotkanie.
– Jesteś może głodna? – zapytał nagle.
– Jak wilk – wyznałam szczerze. Z nerwów nie jadłam praktycznie nic. Nawet śniadania.
– To chodź. Znam taką budę, gdzie podają pyszną chińszczyznę. Nie jesteś wegetarianką? Błagam, powiedz, że nie.
Zaśmiałam się.
– Nie.
– To chodź.
– Pod jednym warunkiem.
– Jakim?
– Ja stawiam.
– A z jakiej to okazji? – zdziwił się.
– Z takiej, że gdyby nie ty, nie miałabym portfela – wyjaśniłam.
– Nie wygłupiaj się.
– Ty się nie wygłupiaj.
– Nie kłóć się ze mną.
– Bo…?
 Bo starszy ma rację.
– Skąd pewność, że jesteś ode mnie starszy?
– Przeczucie. A jak konkurs? – zmienił temat.
– Nijak nie mam pojęcia – odparłam, śmiejąc się.
– Czyli na pewno dobrze – stwierdził.
– Zobaczymy.
Chwycił moją dłoń i poprowadził.
Siedzieliśmy na murku tuż obok wspomnianej przez Brada „budy”, w rękach trzymając kartonowe pudełka z chińszczyzną.
Rozmowa była tak swobodna, że aż dziwne. Miałam wrażenie, jakbyśmy znali się już bardzo długo. No, w sumie, ja go znałam.
Wsadziłam sobie cały porządny kawałek papryki do buzi i wtedy zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni, starając się tak nim manewrować, żeby Brad nie zauważył, że mam Go na tapecie. To by dopiero był przypał!
– Halo?
- Wszystko okay? – spytała Grace. – Długo cię nie ma.
Przeżułam szybko paprykę i przełknęłam ją.
– Jasne, jasne.
– Spotkałaś się z tym chłopakiem?
– Tak, wszystko okej. Resztę opowiem ci później – odparłam. – Nie uwierzysz kto to – szepnęłam do słuchawki, odwrócona plecami do chłopaka. – To cześć. – Rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź. Następnie w czasie szybszym niż mignięcie błyskawicy schowałam telefon do kieszeni.
Ponownie chwyciłam widelec i nabrałam na niego makaronu. Brad się nie odzywał, co było nieco dziwne jak na niego, bo przez ostatnie pół godziny buzia mu się nie zamykała. Powoli przeżuwając, ukradkiem zerknęłam w jego kierunku. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i zrozumiałam, że musiał mi się przyglądać. Momentalnie spłonęłam rumieńcem.
– Kiedy wyjeżdżasz? – zapytał.
– Jutro pod wieczór.
– Szybko.
– Wiem.
I znowu zapadła krępująca cisza.
– Zrobiłam coś nie tak? – zapytałam po chwili.
– Nie, dlaczego?
– Nie odzywasz się. Myślałam, że się obraziłeś… czy coś…
Zaśmiał się słodko, co rozładowało atmosferę.
– James też tak mówi.
 Dasz się wyciągnąć na spacer czy jesteś zajęta?  spytał po chwili.
 Z przyjemnością dam - odparłam, uśmiechając się.
*
Zaprowadził mnie pod same drzwi hotelu. Było już naprawdę późno. Mogłam się już tylko modlić o litość Grace, żeby mnie nie podkablowała przed Julie, bo to by dopiero był sajgon!
Stanęłam przed wejściem, tak cholernie nie chcąc się z nim rozstawać.
Patrzył mi w oczy tak głęboko, że aż poczułam się trochę niezręcznie. Delikatnie odgarnął mojej twarzy kosmyki włosów i zaczął mówić na tyle cicho, żebym go rozumiała, ale jednocześnie, żeby nie słyszeli go wszyscy dookoła:
– W tym momencie powinienem poprosić cię o numer, ale już go mam. – Uśmiechnął się chytrze. –  Spotkamy się jeszcze? – spytał trochę smutno.
– Pewnie. Jutro mam praktycznie cały dzień wolny.
– Zadzwonię.
– Liczę na to.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy.
– Brad, ja… - wyjąkałam.  Uszczypnij mnie. To jest tak… dziwne. Oczywiście pozytywnie dziwne…
Delikatnie ścisnął mój mały palec.
– Wystarczy? – zapytał.
– Nie wiem – odparłam, uśmiechając się.
Opowiedział mi tym samym i nagle poczułam, jak jego wargi stykają się z moimi na ułamek sekundy. Poczułam, przyjemne i odurzające ciepło.
– To do jutra. Zadzwonię – pożegnał się i odszedł, a ja odprowadziłam go wzrokiem.
Nie za bardzo kontaktując, udałam się do pokoju, gdzie czekała na mnie Grace.
– Gdzie się szlajałaś, młoda? – zapytała. Była nieco zła, widziałam to. – Co to w ogóle był za chłopak, co?
– On.
Wcisnęłam guzik w telefonie tak, żeby zaświecił się ekran i rzuciłam urządzeniem w nią. Złapała go niezdarnie i spojrzała na wyświetlacz, a ja w tym czasie opadłam się na łóżko z wyrazem rozmarzenia na twarzy.
– Co, on? – pytała, niedowierzając.
Skinęłam głową.
– Ale jak to…?
Machnęłam ręką, żeby dała mi już spokój.
– Zakochałaś się? – zaśmiała się.
Potrząsnęłam głową, jakby chcąc wrócić do rzeczywistości. Chwilę zajęło mi rozmyślanie nad odpowiedzią.
– Nie… to nie ma sensu. On ma karierę… poza tym…
– Nie pytam, czy to ma sens, tylko czy się zakochałaś – przerwała mi.
Przekręciłam się na brzuch, wbijając twarz w poduszkę.
– Tylko zauroczyłam… - jęknęłam. – Przejdzie mi.
– Mnie czy siebie okłamujesz?
– Siebie.
* * *
Staliśmy przy samochodzie Grace, patrząc na siebie i nie odzywając się.
– Spotkamy się jeszcze? – trochę nieświadomie powtórzyłam jego pytanie z poprzedniego dnia.
Przytulił mnie.
– Bardzo bym chciał, ale wiesz, jak to jest – powiedział cicho. – Trasa, koncerty… Może jak będę w Londynie, to jakoś… ale nie wiem.
– Odzywaj się.
– Będę. A ty daj znać, jak konkurs.
– Jasne.
Odsunęłam się od niego, przełykając gulę, która uformowała się w moim gardle.
– Dzięki za wszystko – powiedziałam.
– Nie, to ja dziękuję.
– Możemy jechać? – spytała Grace, pojawiając się tuż obok.
– Tak, tak – odparłam. – To do zobaczenia – pożegnałam się.
– Do zobaczenia.
Dziewczyna wsiadła do samochodu, a ja zrobiłam coś, o co nigdy bym samą siebie nie podejrzewała: stanęłam na palcach i pocałowałam go. Na tę krótką chwilę świat się zatrzymał. Nie było nic. Delikatnie ścisnął moje dłonie, jakby szukając mojej bliskości.
Odsunęłam się od niego i wsiadłam do samochodu.
Pojazd ruszył, a ja obróciłam się za siebie, patrząc na jego zmniejszającą się sylwetkę. Zacisnęłam zęby.
Nie będę płakać. Cholera, nie będę. Szlag…
– To niesprawiedliwe – jęknęłam.
– Co? – spytała blondynka.
– Ty masz Lou, Julie – Harrego, a ja nie mam nic, oprócz książek i chłopaka, którego najprawdopodobniej nigdy więcej nie zobaczę.
– Nie mów tak. Jeżeli jesteście sobie przeznaczeni, na pewno jeszcze się spotkacie.
– Grace, jestem kujonem. Nie wierzę w przeznaczenie.
– No i błąd. Powinnaś.
Nie ciągnęłam dłużej tego tematu. Coraz gorzej się czułam… w środku. Nie mogłam nawet szukać ulgi w łzach, bo nie chciałam kolejnego pocieszania ze strony Grace.
Do domu przyjechałyśmy po trzech godzinach. Krótko przywitałam się z Julie, a wtedy ta zaczęła mi się bacznie przyglądać.
– Konkurs nie poszedł? – spytała z zatroskaną miną.
Uśmiechnęłam się sztucznie.
– Nie, wszystko okej.
Wymieniły z Grace porozumiewawcze spojrzenia, a ja udałam się do salonu, gdzie okazało się, że w środku są również Louis i Harry.
Spędziliśmy wszyscy razem cały wieczór. I siedzieli tak: stęskniony małżonek z Grace i Harry z Julie. A ja sama…
Nagle poczułam wibracje w kieszeni i wyjęłam z niej telefon. Wypieków dostałam, gdy zobaczyłam, że to od niego.
- Przepraszam.
Wyszłam z pokoju i udałam się do kuchni.
Od: Brad
Wszystko okej? Dojechałyście?
Uśmiechnęłam się. Martwił się!
Do: Brad
Jasne, jasne. Już jesteśmy.
Westchnęłam, delikatnie dotykając swoich ust. Cholera...
____________________________________________________________
No dobra. Mam nadzieję, że jakoś przebrnęliście przez te wypociny. Skoro czytacie to zdanie, to chyba znaczy, że tak. ;3 Ten rozdział jest wynikiem mojej już dziewięciomiesięcznej fascynacji The Vamps, a w szczególności Bradem. ♥ No ale 1D  jest moją pierwszą i największą miłością, dlatego w następnym rozdziale dokończymy tylko ten wątek i wracamy do Julie i Hazzy. Cieszycie się? ;)
I tak bardzo bardzo dziękuję za te 103 komentarze i 2384 wyświetlenia. :***

5 komentarzy:

  1. Genialne. Dwa a można powiedzieć, że nawet trzy wątki miłosne w jednym opowiadaniu. Klasa <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest tak czy tak niesamowity, ale jednak wolę Julię i Hazzę :D <3
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!!! ^_^

    OdpowiedzUsuń
  3. Żeby tak naprawdę mogło się stać... Zakochać się w kimś, kto znalazł mój portfel, ach...<3
    Rozdział bardzo fajny, przyjemny:)

    OdpowiedzUsuń
  4. OMÓJBOŻE!!
    JA TEŻ CHCĘ ZGUBIĆ PORTWEL!! MAMOOOOOO!!
    TEŻ LUBIĘ BRADA *h5*
    TEN RODZIAŁ JEST TAKI ABHSNSKOWVSUDBKZLAJHSKOWHWKJXJZJBSJSNSLAKBSIWBS OHHH.
    NIBY SŁODKI I WGL, ALE TO WŁAŚNIE SPRAWIA, ŻE JEST NIESANOWITY!! NIEPOWTARZALNIE DOBRY!!
    MAMUNIU!! KOCHAM TO <33333
    I CHCĘ WIĘCEJ :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne. Cudowne. Wspaniałe.
    I takie awawawy *o*
    Wszystko jest cudownie.
    Nie kończ wątku Brada i Zoey, proooszę. Im się musi ułożyć. Mocno im kibicuje.
    Dużo weny, Anonimek ;*

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K