piątek, 5 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 17

PIĄTEK POPOŁUDNIU
~Perspektywa Zoey~
Szłam właśnie chodnikiem. Moje tempo było trochę zbyt szybkie jak na zwykły spacer, ale czułam takie zdenerwowanie, że nawet tego nie zauważyłam. Spojrzałam na zegarek. Konkurs był dopiero za szesnaście godzin, a ja już się stresowałam. Więc co dalej? Szlag. Weszłam do jakiejś cukierni na rogu z zamiarem zagłuszenia stresu słodyczami. Tak miałam. Obżarstwo pomagało mi na zdenerwowanie.
Zjadłam ciastko francuskie z jabłkiem, rogalika z czekoladą, pączka, drożdżówkę i kawałek szarlotki. Wszystko popiłam trzema filiżankami kawy z mlekiem. I nie przejmowałam się dziwnym wzrokiem kelnerki, która tylko latała w tę i we w tę od mojego stolika. Po wszystkim zapłaciłam i wyszłam. Czułam się jak kloc. Jedzenie wcale nie pomogło. Tylko zaszkodziło.
Wróciłam zrezygnowana do hotelu, gdzie Grace oglądała jakiś serial obyczajowy.
- Jak tam spacer? – spytała, nie odrywając wzroku od ekranu.
- Spoko – odparłam, po czym podeszłam do walizki, skąd wyjęłam podręcznik do fizyki. Następnie położyłam się na łóżku obok blondynki i zaczęłam czytać, lecz ta zamknęła mi go przed nosem.
- Przestań – zbeształa mnie. – Wszystko sobie pomylisz. Jesteś obkuta na blachę. Rozumiem, że się denerwujesz, ale ten cały stres ci w niczym nie pomoże.
- Wiem.
Wzięłam głęboki wdech i odłożyłam książkę na szafkę, po czym wlepiłam wzrok w ekran.
- Grace? – zagadnęłam nagle.
- Tak?
- Jak to jest? W sensie… być zakochaną? – zapytałam.
- Nigdy nie byłaś? – spytała.
- Nie licząc takiego jednego piosenkarza, to nie – zaśmiałam się.
Wyłączyła telewizję i okręciła się na łóżku w moją stronę.
- Zakochanie może być fajne – odparła. – O ile dobrze ulokujesz uczucia.
- Zazdroszczę ci – westchnęłam. – Też bym chciała takiego własnego Louisa.
Zachichotała.
- Kto by nie chciał? Louis to głupek, ale nie można go nie kochać.
- A jak to było? Z wami? Od czego się zaczęło?
- Hm… - kącik jej wargi podniósł się w uśmieszku. – Pierwszy raz spotkaliśmy się w toalecie – zaśmiała się do swojego wspomnienia. – Na jakiejś imprezie. Był nieźle pijany. Co ja mówię?! Był pijany w trzy dupy. Przystawiał się do mnie, aż strzeliłam mu liścia.
- A potem?
- Potem długo nic. Aż spotkaliśmy się w kawiarni, w której do teraz pracuję. Przeprosił, potem zaczęliśmy się spotykać, no i… tak wyszło.
- Zazdroszczę.
- Też spotkasz kiedyś swojego księcia, zobaczysz.
Towarzystwo Grace sprawiło, że stres jakby się trochę zmniejszył. Ale wieczorem… zorientowałam się, że zgubiłam portfel i nerwy wróciły. Może i nie miałam w nic zbytnio cennego. Żadnych dokumentów, fury pieniędzy, ale… ten portfel był prezentem od Julie na urodziny. Wiedziałam, że będzie zła. Cholera. Wieczorem do mnie zadzwoniła.
- Zoey? – spytała.
- Tak, to ja – odparłam.
- Zgubiłaś portfel?
Moje źrenice poszerzyły się.
- Skąd wiesz?
- Dzwonił do mnie jakiś chłopak, że go znalazł, a mój numer był zapisany na karteczce, to… Nie wiem, gdzie ty się szlajałaś, ale kazałam temu chłopakowi poczekać chwilkę.
- Dzięki. To nie wiem… Powiedz mu, że… Albo nie… Wyślij mi jego numer to sama zadzwonię.
- Oj, młoda, młoda… - westchnęła. – Twoje nieogarnięcie mnie przeraża…
Cmoknęłam do słuchawki.
- Też cię kocham.
Po chwili już stałam z telefonem przy uchu, wsłuchując się w sygnał. Jeden, drugi…
Zaraz oszaleję!
Jakaś chora ekscytacja mnie ogarnęła.
Odebrał.
- Halo?
- Mówi… Zoey – przedstawiłam się. – Właścicielka portfela – sprecyzowałam po chwili ciszy.
- Ach, to ty! Myślałem, że twoja siostra zadzwoni.
Może to dziwne, ale miałam wrażenie, jakbym już go gdzieś słyszała. Nie wiem… tak jakoś.
- Wolałam jednak załatwić to osobiście.
- Wiesz… Wybacz, ze grzebałem, ale w twoim portfelu jest zdjęcie… Domyśliłem się, że to ty i twoja siostra. Ta blondynka to ty? – zapytał.
- Tak.
- Tak czułem.
Uśmiechnęłam się.
- To głupie… - zaczęłam – ale mam wrażenie, że gdzieś cię już słyszałam.
Zaśmiał się.
- Może słyszałaś. Kto wie? Więc gdzie możemy się jutro spotkać?
- Nie wiem… Lepiej ty podaj miejsce. Ja jestem tu tylko… w celach naukowych.
- Hm… Co powiesz na dwunastą w Garrison Lane Park od strony Witton Street? Pasuje? Trafisz?
- Moment… - Chwyciłam jakąś przypadkową karteczkę i zapisałam sobie nazwę parku i ulicy. – Jasne, trafię.
- Co miałaś na myśli, mówiąc, że jesteś tu w celach naukowych? – zapytał, śmiejąc się.
- Przyjechałam tu na konkurs z fizyki – odparłam.
- Ho, ho. Czyli właśnie trzymam w dłoniach portfel finalistki Krajowego Konkursu Fizycznego?
- No… tak – potwierdziłam, rumieniąc się.
- W takim razie gratuluję i powodzenia jutro. Do zobaczenia.
- Poczekaj! – zatrzymałam go.
- Tak?
- Skąd będę wiedziała, że to ty? Nigdy cię nie widziałam…
- Hm… Umówmy się, że będę miał na sobie niebieską koszulę – zaśmiał się. – Poza tym ja cię poznam po zdjęciu.
- No tak. To do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Rozłączyłam się, a potem przez długi czas nie byłam w stanie powstrzymać szerokiego uśmiechu. Nawet nie widziałam tego chłopaka na oczy, a już czułam, że się polubimy.
____________________________________________________________
Możecie mnie zabić za ten rozdział, bo nie oszukujmy się, najlepszy nie jest; nic nowego nie wnosi, bo to, że Zoey zgubiła portfel, to już wiecie. Następny będzie ciekawszy... tak myślę. ☺
Jak zwykle dziękuję za komentarze. :***
A tym razem żegnam Was gifem, który idealnie opisuje sytuację Zoey i milionów innych dziewczyn na tym świecie. ;)
Harry! Why do you do it to me? :'(

PS. No i wesołych Mikołajek. Dużo kalorii, które oczywiście pójdą w cycki. ;D

5 komentarzy:

  1. Cuuuuuudowny ^_^
    Nie mogę się odczekać kolejnego <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby nowy wątek miłosny? Ciekawa jestem co dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę rzeczywiście, co innego, ale i tak super :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Młoda znalazła księcia...??
    Nie jest zły ten rozdział. Ty go napisałaś, więc jest wspaniały. Podoba mi się to, jak opisujesz wszelakie sytuacje. Czyta się to z taką lekkością... Cudo

    OdpowiedzUsuń
  5. Słodki rozdział <3 Szykuje się nowy związek *.*
    alive-1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K